sobota, 30 maja 2015

PRZEPRASZAM!

Przepraszam! 28 maja miał być konkurs, ale ja zapomniałam bo wtedy byłam na Zielonej szkole! Co zrobić?! Mam pomysł! Konkurs dam 4 czerwca! Ok?

"The lion king - Six new adventures" - część 2

                                                                        "A tale of two brothers" - "przygody dwóch braci"
Prolog
Ahadi, Król Lew, kochał obu swoich synów, Mufasę i Skazę. Mufasa był starszy i pewnego dnia miał zostać królem, więc Ahadi spędzał z nim godziny, ucząc Mufasę wszystkiego co powinien wiedzieć. Z biegiem czasu, rosła zazdrość Skazy o Mufasę. Wtedy Ahadi złamał obietnicę złożoną Skazie. Zły i mściwy Skaza, złożył własną obietnicę: Pewnego dnia będzie panował na Lwiej Ziemi. 

Rozdział 1
„Mam cię!” Kopa skoczył na swój cel, góralka imieniem Pimbi. Idealnie, pomyślał Kopa, po prostu idealnie!
Ale Pimbi się przesunął.
Kopa z łomotem wylądował na ziemi. „Kurczę!” mruknął.
Pimbi wybuchnął śmiechem. „W ten sposób nigdy mnie nie złapiesz,” powiedział. „Jakim byłbyś królem.”
Kopa strząsnął kurz ze swojego miękkiego, złotego futra. „Pokazałeś jak mało wiesz,” stwierdził. „Pewnego dnia będę rządził Lwią Ziemią!” Ojcem Kopy był Simba, Król Lew.
Pimbi zachichotał. „Nie jeśli się nie nauczysz lepiej skakać.”
„Mój tata powiedział, że da mi więcej lekcji. Wtedy ja…” Kopa zamarł. „Coś sobie przypomniałem,” krzyknął. „Tata obiecał, że dziś pokaże mi coś specjalnego!”
„Co?” zapytał Pimbi.
„Opowiem ci o tym jutro!” oznajmił Kopa, kierując się do domu. „Do zobaczenia!”
Kopa podbiegł do podnóża skalistego wzgórza. To była Lwia Skała, najwyższe miejsce na Lwiej Ziemi.
Kopa nie mógł powstrzymać uśmiechu. Jego ojciec obiecał, że pokaże mu królestwo ze szczytu Lwiej Skały.
„Mój ojciec zabrał mnie tam gdy byłem mały,” powiedział Simba do Kopy. „To tradycja.”
Kopa nigdy nie spotkał swojego baby, swojego dziadka Mufasy. Jednak słyszał o nim od majordomusa swojego ojca, dzioborożca Zazu i innych starszych zwierząt. Wszyscy mówili, że Mufasa był wielkim królem.
Teraz Simba, syn Mufasy jest królem. Kopa uważa także swojego ojca za wielkiego króla, pomimo że jest ciągle zajęty. Tak zajęty, że Simba nie jest w stanie spędzić zbyt wiele czasu z Kopą.
Ale dziś będzie inaczej.
Gdy Kopa dotarł na półkę gdzie spała jego rodzina, jego matka, Nala, leżała na płaskiej skale górującej nad trawiastą równiną poniżej.
„Bawiłeś się z Pimbim?” spytała Nala.
Kopa się zatrzymał i przechylił głowę. „Skąd wiesz co robiłem?” zapytał.
Nala polizała jego pyszczek. „Nigdy nie byłeś po za moim wzrokiem czy ochroną,” odpowiedziała. „Widzę wszystkich poruszających się po równinie.”
Kopa zmarszczył brwi „Straszne.”
W tym momencie Simba wskoczył na półkę, podążając za Zazu i Rafikim – starym, mądrym pawianem.
Zazu paplał: „Krokodyle kłapią na wszystkich zębami. Dookoła Hipopotamy tracą na wadze…”
„Znów kryzys przy wodopoju,” powiedziała Nala do Kopy.
„Spokojniej, Zazu,” rzekł Rafiki. Odwrócił się do Simby. „Tym co on próbuje powiedzieć jest to, że zwierzęta nie dzielą się wodą. W rzeczywistości wszystkie powinny…”
„Tato!” Kopa wtrącił się Simbie. „Jestem gotowy by iść!”
Simba trącił Kope swoim nosem, po czym spojrzał na Rafikiego. „Czy ty i Zazu nie moglibyście zrobić czegoś w związku z tym kryzysem?” zapytał.
Rafiki potrząsnął głową. „Nie, młody królu.”
„Próbowałem,” oznajmił Zazu. „Ale nikt nie chce mnie słuchać.”
Simba westchnął. „Wybacz mi synu, ale nie mogę cię teraz zabrać na szczyt.”
„Ale tato, obiecałeś,” powiedział cichutko Kopa. „Obiecałeś.”
„Spróbuj zrozumieć,” rzekła Nala do Kopy. „Twój ojciec ma poważne obowiązki. Inne zwierzęta potrzebują tego źródła wody”
Kopa opuścił głowę. „Obiecał.”
Simba zwrócił się do Rafikiego. „Może mógłbyś wyjaśnić jak ważny jest ten kryzys.”
„Ach, ale zgadzam się z maleństwem,” oznajmił Rafiki. „Obietnice mają wielką wartość. Królestwo może ucierpieć jeśli obietnica zostanie złamana.”
Simba przechylił swoją głowę na bok. „Ale ja myślałem…”
„Siadaj, Kopa,” powiedział Rafiki. „Pozwól mi opowiedzieć historię o królu, księciu i wielkim wrogu.”
Kopa podskoczył z ekscytacji. „Czy wrogiem jest owłosiony gigant z fioletowymi oczami?”
„Nie,” stwierdził Rafiki. „Ale miał bliznę na lewym policzku.”
Simba, Nala i Zazu wiedzieli o kim Rafiki mówi. Był to Skaza, wujek Simby. On zabił dziadka Kopy, Mufasę.
Simba był lwiątkiem gdy zginął Mufasa. Simba uciekł, myśląc, że to on jest odpowiedzialny za śmierć swojego ojca.
Surykatka Timon i guziec Pumba uratowali Simbe. Mieszkali razem w odległej dżungli dopóki Nala nie odnalazła Simby. Powiedziała mu, że Skaza rządzi Lwią Ziemią z hienami jako pomocnikami. Inne zwierzęta cierpiały z powodu niemądrych rządów Skazy. Simba zgodził się wrócić na Lwią Ziemię i zająć należne mu miejsce jako król.
Walka Simby ze Skazą była zacięta i śmiertelna, ale wygrał. Simba myślał, że to wszystko jest już za nim. Teraz Rafiki miał ujawnić niektóre sekrety jego dziadka, ojca i złego stryja.

Rozdział 2
„W tamtych czasach Lwia Ziemia była w poważnych tarapatach.” powiedział Rafiki.
„Susza panoszyła się po ziemi, którą obróciła w pył. Zwierzęta walczyły nie tylko o wodę, ale także o żywność i przestrzeń.”
To była ziemia, którą ja, Rafiki, przemierzałem do…”


Rafiki podróżował od wielu godzin. Był przegrzany i zmęczony.
Kolorowy dzioborożec przeleciał nad Rafikim. „Wyglądasz na wyczerpanego,” zawołała. „Dlaczego nie usiądziesz w cieniu?” Wylądowała u jego stóp.
„Chciałbym, panno, eee, panno…” zaczął Rafiki.
„Zuzu się zwę,” odpowiedziała. „Cień jest na tamtym wzgórzu Pięciu Skał.” oznajmiła. W rzeczywistości jest jedyny cień na kilometry dookoła, pięć jajo kształtnych leżących obok siebie, jakby były w wielkim gnieździe.
Ale gdy Rafiki zbliżył się do Pięciu Skał, odniósł wrażenie, że jest obserwowany. Odwrócił się by zobaczyć trzy szczerzące się hieny, pędzące w jego kierunku.
 „Obiad!” krzyknęła jedna z nich.
 Rafiki cofnął się na skałę i podniósł swoją laskę, wiedząc, że to i tak za mało do obrony przeciwko nim.
 Jako, że byli otoczeni, Rafiki usłyszał potężny ryk. Hieny zamarły.
 Rafiki spojrzał w górę i zauważył lwa na skałach nad nim. Miał długą, czarną grzywę i zielone oczy. 
(widać że rysownik i ten kto napisał tą książeczkę, się nie dogadali, bo na obrazku Ahadi wyglądał inaczej) To był Ahadi, Król Lew. Dwa młode lwy były z nim. Jeden wyglądał na gotowego do walki. Drugi wyglądał na znudzonego.
„Jedliście już,” powiedział Ahadi do hien.
Dwie hieny oddały pokłon i drżały. „Tak, panie,” odrzekły. Trzecia hiena nakryła głowę swoimi łapami i zachichotała.
Samica hien uśmiechała się do króla. „Ale Ahadi,” - jej głos był szorstki – „nie było zbyt wiele mięsa z tego małego…”
„Zamilcz, Shenzi!” rzekł Ahadi. „Chcieliście zabić dla zabawy. To jest zabronione na Lwiej Ziemi. Teraz idźcie!”
Hieny uciekły.
„Naprawdę powinieneś pozwolić im dopaść starucha,” stwierdził znudzony lew. Zeskoczył w dół i okrążył Rafikiego. „Chociaż podejrzewam, że jego mięso byłoby zbyt twarde nawet dla mnie.”
„Zostaw go, Taka,” powiedział inny młody lew. Zeskoczył obok Rafikiego. „Nazywam się Mufasa. Ten prymityw jest moim bratem. A to jest mój ojciec, król Ahadi.
„Co cię sprowadza na Lwią Ziemię?” Ahadi spytał Rafikiego.
„Jestem Rafiki i poszukuje wiedzy,” odpowiedział. „Uczę się magii Afrykańskich ziem, mitów i legend. Nauczyłem się wiele o właściwościach leczniczych ziół.”
Taka ziewnął, „Jakie ekscytujące.”
„Możesz odnieść korzyści z takich poszukiwań,” rzekł Ahadi.
Taka warknął.
„Chciałbym z tobą porozmawiać o naszych kłopotach,” powiedział Ahadi do Rafikiego. „Być może twoja wiedza okaże się pomocna.”
Rafiki podążył za królem i jego synami z powrotem na Lwią Skałę. Taka odszedł. Ahadi powiedział Rafikiemu, że jego małżonka, Uru, odeszła w poszukiwaniu nowego źródła żywności i wody.
Rafiki i Ahadi rozmawiali przez wiele godzin. Gdy nastał mrok, Ahadi zaprosił Rafikiego by został na noc. Rafiki ułożył z liści łózko na półce gdzie spały lwy.
Lwia Ziemia poniżej półki była ogromna. Trawa powinna wszędzie zniknąć, ale widniała przy wysuszonych wodopojach, kamieniach oraz tu i tam przy odcinkach drzew. Potężna rzeka Zuberi buła tylko srebrnym strumykiem w blasku księżyca.
„Lubię spać pod gwiazdami,” powiedział Rafiki do Mufasy. „I rozmawiać z mądrymi z przeszłości.”
Mufasa wyciągnął się na półce obok Rafikiego. „Rozmawiam ze starymi królami, którzy żyją wśród gwiazd.”
„Twój brat też to robi?” zapytał Rafiki. „Jeszcze go nie ma w domu.”
„Nie,” odpowiedział Mufasa. „Taka nie lubi robić wielu rzeczy. On i mój ojciec się nie dogadują.” Mufasa oparł głowę o swoje przednie łapy. „Taka nie za bardzo mnie lubi.”
„A czy ty go lubisz?” spytał Rafiki.
„On jest moim młodszym bratem.” Mufasa westchnął. „Rozejrzę się za nim.”
Po chwili, Rafiki i Mufasa powiedzieli dobranoc i po krótkim czasie zapadli w sen.
Ale sen Rafikiego został zakłócony. Coś szeleściło liści w jego łóżku. Wtedy Rafiki otwarł oczy, naprzeciw niego stała plująca kobra. Oczy węża lśniły w blasku księżyca, a jego kaptur był szeroko rozłożony. Był gotowy by uderzyć.

Rozdział 3
„Czy wąż cię ugryzł?” zapytał Kopa.
„Nie, młody książe,” odpowiedział Rafiki. „Kobra nie gryzie. Ona pluje.”
Kopa zmarszczył twarz. „Obrzydlistwo.”
„Mogę kontynuować historię?” spytał Rafiki. Gdy zniecierpliwiony Kopa przytaknął, Rafiki kontynuował.


Mufasa przebudził się kilka sekund po Rafikim. Po chwili Mufasa dostrzegł niebezpieczeństwo i wstał na nogi.
„Nie ruszaj się,” szepnął Rafiki.
„Ale…”
„Ciszej,” powiedział Rafiki nie odwracając wzroku od kobry.
Rafiki wpatrywał się w oczy węża coraz głębiej i głębiej, wypełniający jego umysł spokojnymi, przyjaznymi myślami.
„Nie jesteśmy wrogami,” powiedział do kobry. „Jesteśmy częścią wielkiego kręgu życia.” Wąż zaczął się kołysać z boku na bok. „Nie jesteśmy wrogami,” powtarzał. „Jesteśmy braćmi. Musimy żyć w harmonii z wszystkimi istotami na ziemi.”
Kobra złożyła kaptur, zrelaksowała się po czym spełzła w dół wzgórza. Rafiki złapał głęboki oddech.
Mufasa w krótkiej chwili znalazł się u boku Rafikiego. „Jak to zrobiłeś?” zapytał.
„Nauczyłem się tego od prastarego pawiana w Wysokich Trawach, odległej krainie.”
„A jeśli ta kobra by…”
Rafiki położył rękę na silnym ramieniu Mufasy. „Ale nic nie zrobiła, a ja czuje się świetnie. Chodźmy spać.”
Mufasa rozejrzał się po półce. W końcu się położył.
„Zabawne,” stwierdził Mufasa. „Są węże w skałach nad nami, ale normalnie nie schodzą w dół na półkę. Szczególnie w nocy, gdy jest chłodno.”
„Kto w prawdzie może powiedzieć co zrobi wąż?” rzekł Rafiki przeciągając się w swoim łóżku.
„Myślę, że masz rację.” Mufasa ziewnął.
Przez dłuższy czas, Rafiki leżał z myślą dlaczego nie powiedział Mufasie o swoich przypuszczeniach, że ktoś podrzucił węża do jego łóżka. Może jako żart. Może nie.
I wyczuł silny zapach w powietrzu. Znajomy zapach. Być może Mufasa nie zwrocił na niego uwagi ponieważ był przyzwyczajony do zapachu swojego brata.
Dwa węże odwiedziły nas dzisiejszej nocy, pomyślał Rafiki. I jednym z nich był Taka.
Następnego ranka, Rafiki obudził się przed wszystkimi i wyruszył na równinę by znaleźć śniadanie.
Było wiele nagich drzew. Żyrafy, małpy i inni roślinożercy ogołocili je. Ale Rafiki zdołał znaleźć kilka listków na szczycie wysokiego drzewa. Kończył swój posiłek gdy poniżej usłyszał głosy.
Trzy hieny zebrały się u podnóży drzewa. Były to te same, które dzień wcześniej zaatakowały Rafikiego.
„Jestem już zmęczony rządzeniem się nami przez Ahadiego, Banzai.” Oznajmiła nazywana Shenzi. „On myśli, że kim jest?”
„Królem, szefem, najlepszym kotem,” odpowiedział Banzai.
Trzecia hiena parsknęła śmiechem.
„Myślisz, że to zabawne, Ed?” powiedziała Shenzi. Odwróciła się i od niechcenia rzuciła kawałkiem zepsutego mięsa w twarz Banzai.
Ed znów parsknął.
„Wiesz co mam na myśli, Banzai,” warknęła Shenzi. „On zawsze psuje nasze zabawy.”
„Cóż, wszystko się zmieni,” stwierdził Banzai, ocierając twarz. „A wtedy nic nam nie będzie stało na drodze.”
Rafikiemu nie spodobał się ton głosu Banzai. Oni są bardziej potworni niż ktokolwiek podejrzewał, pomyślał.
„Ahadi nie będzie żył wiecznie,” powiedziała Shenzi. Banzai przytaknął. „A jeśli coś by się przydarzyło Mufasie,” – „Hee-hee-hee,” Ed parsknął śmiechem – „bylibyśmy najlepszymi psami w okolicy.”
„Hienami,” rzekł Banzai.
Zabłysnęły ostre zębiska Shenzi. „Pewnego dnia,” powiedziała, „będziemy polować gdziekolwiek, kiedykolwiek i na cokolwiek zechcemy. Lwia Ziemia będzie nasza.”
„Hee-hee-hee!”

Rozdział 4
Umysł Rafikiego był rozbiegany. Co oni planują? rozmyślał. Cokolwiek mieli na myśli, wiedział, że oznacza to kłopoty dla Ahadiego i jego rodziny.
Po chwili Shenzi i jej kompanii odeszli, a Rafiki pośpieszył z powrotem na Lwią Skałę. Pragnął powiedzieć Ahadiemu co usłyszał.
Ale gdy przybył, Ahadi stał naprzeciwko przeróżnych kryzysów. Żyrafy, zebry, guźdźce i inne zwierzęta, krzyczały, stąpały stopami i narzekały. Mufasa siedział u boku ojca. Taka leżał na ziemi, kilka kroków dalej.
„Dzięki żyrafom nie pozostało już prawie żadnych liści,” oznajmiła antylopa.
„One są zachłanne,” powiedziała zebra. „Są długie to je skróćmy!”
„Nie wszystko jest czarno białe,” rzekła żyrafa. Wskazała swoim nosem w powietrzu. „My też musimy jeść.”
„Co z wodą?” warknął lampart. „Jest tylko jeden wodopój, a Boma i inne bawoły afrykańskie nie dopuszczają mnie do niego.”
Zdenerwowany struś wyrywał sobie pióra. „Co z tymi paskudnymi hienami? One przerażają mnie i moje dzieci.”
„To prawda,” powiedział znajomy głos. Rafiki podniósł wzrok i zauważył Zuzu siedzącą na drzewie. „One atakują wszystko co się rusza. Małpy, bąkojady, springboki, gazele, …”
„Asante sana, dziękuje Zuzu,” rzekł Ahadi. „Zajmę się hienami…”
„Kiedy?” zapytał struś. „One się czają tylko wokół źródeł żywności które mamy.”
„Natychmiast,” zadeklarował Ahadi.
„Och, ojcze drogi,” – Taka oglądał swoje pazury – „nie obiecałeś zabrać mnie, eee, Mufase i mnie na polowanie tego ranka?” Taka spojrzał na strusia po czym oblizał policzki.
„Tak, obiecałem,” oznajmił Ahadi. „Ale obawiam się, że to będzie musiało poczekać.”
Taka się zerwał na nogi. „Jestem zmęczony czekaniem!” warknął. „Zawsze pojawia się coś ważniejszego gdy masz mnie gdzieś zabrać!”
„To nie prawda!” stwierdził Ahadi. „Poza tym, bycie królem zobowiązuje do wielkiej odpowiedzialności.” Ahadi spojrzał na Mufasę. „Twój brat wydaje się rozumieć te sprawy.”
„Mufasa zgarnia całą uwagę!” wykrzyczał Taka. „Bo przecież ulubieniec tatusia zamierza zostać kolejnym królem.”
„Uważaj jak się do mnie zwracasz,” Mufasa ostrzegł brata.
„Co z naszymi problemami?” zawołała papuga. „Co w sprawie jedzenia i wody? To nie ważne kto założy koronę jeśli umrzemy z głodu!”
Paplanina przeszła dalej jakby wielka ściana hałasu. Ahadi odrzucił głowę w tył i ryknął, „Dość!” Wszyscy zamilkli.
„Zrobię co mogę w sprawie hien,” oznajmił Ahadi. „Ale nie mam kontroli nad pogodą. Nie przywołam deszczu. Uru poszła szukać nowego źródła wody i żywności dla nas. Musimy być cierpliwi do czasu, aż ona powróci.”
Ahadi spokojnie powiedział do Taki. „Proszę, spróbuj to zrozumieć.”
„Złamałeś swoją obietnicę,” powiedział Taka. Jego oczy płonęły. Rafiki był pewny, że zacznie ryczeć na cały głos.
Ale gniew zniknął jak chmury przy słońcu. Taka uśmiechnął się i zwrócił do Mufasy. „A co by było gdyby w zamian poszedł z tobą? To lepsze niż nic. Będziemy mieć trochę zabawy. Prawdziwej zabawy.” Roześmiał się.
Rafiki nie lubił śmiechu Taki. To tak jakby miał jakąś straszną tajemnicę.
„Zgoda,” powiedział Mufasa.
„Dobrze,” rzekł Ahadi. „Teraz zobaczę co z tymi hienami.”
Odwrócił się do Rafikiego. „Byłoby dużo łatwiej gdybym mógł się dowiedzieć o małych problemach zanim przekształcą się w wielkie.” Ahadi odszedł przez zakurzoną równinę.
„Król jest taki dobry,” powiedziała Zuzu. Sfrunęła z drzewa i stanęła obok Rafikiego. „Widziałam go jak stawał przeciwko wielu kryzysom i niebezpieczeństwom. Fakt,” szepnęła, „Już dzień temu powinnam mu powiedzieć o problemie z bawołami przy wodopoju.”
„Wiedziałaś już wtedy?” zapytał Rafiki. Zuchwały ptak był pełen niespodzianek.
„Och, mój, tak,” szepnęła Zuzu. „Moja rodzina i ja, rankiem przechodzi poranne loty ćwiczebne po całej Lwiej Ziemi. Widzimy wszystko od Lwiej Skały po błękitne wzgórza.
To może był przydatne, myśli Rafiki.
„Cóż, muszę lecieć,” stwierdziła Zuzu. „Jest wiele do zrobienia przed dziennym upałem.” Odleciała i wkrótce zniknęła w oddali.
Pomysł zaczął się formować w umyślę Rafikiego gdy Zuzu odleciała. To może pomóc Ahadiemu w przynajmniej jednym z jego problemów.
„Jesteś gotowy by iść na polowanie?” Rafiki usłyszał Mufasę pytającego Takę.
„Jest coś, co muszę najpierw zrobić,” odpowiedział Taka. „Spotkamy się w Pięciu Skałach za małą chwilkę.”
„W porządku,” powiedział Mufasa. Odwrócił się do lamparta, który kroczy gorączkowo.
„Dobrze spałeś zeszłej nocy?” zapytał Taka mijając Rafikiego.
„Jak kamień,” odpowiedział Rafiki. „Rzadko przeszkadzają mi takie drobnostki.”
Taka pacnął Rafikiego swoim ogonem po czym popędził w kierunku oddalonego drzewostanu.
Rafiki zdecydował się pójdź za nim. To nie było trudne. Gdy Rafiki dotarł do drzewostanu, trzymał się wierzchołków drzew, przechodząc z gałęzi na gałąź.
W końcu Taka się zatrzymał przy wyschniętym wodopoju. Rafiki nie potrafił określić czy był zamyślony czy pogrążony z rozczarowania.
Taka zesztywniał. Trzy warczące hieny wyskoczyły z krzaków.
Były to Shenzi, Banzai i ich chichoczący kompan, Ed. Zbliżali się do Taki, głowy trzymali nisko, poranne słońce rozbłyskiwało na ich śmiertelnie białych zębiskach.

Rozdział 5
„Odpuśćcie dramaturgie,” powiedział Taka. Podszedł do nich.
Zaczęli się śmiać.
„Przez chwilę napędziliśmy ci stracha, co nie?” stwierdziła Shenzi.
Taka przewrócił oczami. „Moje futro aż białe się zrobiło ze strachu. A teraz słuchać, idioci.”
Hieny przestały się śmiać i zachowały uwagę.
„Mój ojciec was szuka,” kontynuował Taka. „Więc kłamcie dopóki ochłonie.”
„Mógłbym pewnie użyć czegoś chłodnego.” oznajmił Banzai. „Może powinniśmy iść w wysokie góry, gdzie jest śnieg i…”
Taka i Shenzi szarpnęli za wąsy Banzai.
„Auć!” wykrzyknął.
Ed parsknął śmiechem.
„Co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem?” zapytał Banzai.
Taka czyścił jedną ze swoich łap. „Nic dziwnego, że błagaliście mnie bym przyłączył się do waszej bandy.”
„Hej, kto cię błagał?” warknął Banzai.
„On ma rację,” stwierdziła Shenzi.
Ed zgodnie potrząsał głową.
Taka podniósł łapę i ujawnił swoje długie pazury. „Co mówicie?”
Banzai zadrżał. „To świetnie, że spytaliśmy cię czy do nas dołączysz,” powiedział.
Taka się uśmiechnął.
Shenzi zironizowała, „Myślałam, że miałeś polować z tatą.”
„Plany uległy zmianie,” odpowiedział Taka.
„Znów cię porzucił?” powiedziała.
„Nikt mnie nie porzucił,” ryknął Taka.
Hieny powpadały na siebie próbując odsunąć się od Taki.
„Oczywiście, że nie!” rzekła Shenzi gdy Taka przycisnął ich do drzewa. „Chciałam tylko powiedzieć, że on zawsze wybiera Mufasę ponad ciebie.”
„Tak, tak,” powiedział nerwowo Banzai. „On zawsze wybiera ulubieńca.”
„Hee-hee-hee,” powiedział Ed.
„Co z tego?” warknął Taka.
„To jest… cóż, gdybym była tobą to też bym tego chciała,” Shenzi brzmiała na wystraszoną.
„Ja chcę.” Taka przyłożył swoją twarz w jej pobliże. „Idę na polowanie z Mufasą. Pokaże im przynosząc jakąś wielką zdobycz. Wtedy mój ojciec zrozumie, że Mufasa nie jest idealny.”
Shenzi oblizała policzki. Wszystko pięknie, ale dlaczego nie zrobisz czegoś, aby Mufasa wypadł na tym źle? Może Ahadi zda sobie sprawę, że to ty powinieneś być następnym królem zamiast twego brata.”
Ed zgodnie potrząsał głową.
„Tak,” rzekł Banzai. „Jeśli Mufasa będzie wyglądał na przegranego, ty wypadniesz świetnie.”
Taka podniósł brew. „Zrobię to za jednym zamachem,” oznajmił. „Ale pomysł Shenzi dociera do mnie. Cóż strasznego powinienem zrobić? Mufasa powinien złamać prawo tych ziem, aby nasz ojciec stracił w niego wiarę.”
„Masz na myśli coś jak zabijanie dla rozrywki?” spytał Banzai.
„Coś w tym stylu.” Taka się uśmiechnął. „Jeśli zwierzęta zaczęłyby walczyć przez coś co zrobił Mufasa,” powiedział Taka, „inne zwierzęta straciły by wiarę w swojego władcę i jego pierworodnego syna.”
„Masz plan?” zapytała Shenzi.
„Plan przyjdzie do mnie.”
„Nie zapomnisz podzielić się tą wielką zdobyczą, prawda?” spytała Shenzi.
Taka roześmiał się. „Takie prostackie stworzenia.” Odwrócił się by odejść. „Będziecie mieć swoje jedzenie, zabawę także.”
Ze swojej kryjówki na drzewie, Rafiki obserwował powrót Taki tą samą drogą którą przyszedł. W chwili gdy hieny odeszły, podążył za Taką. Poruszał się tak szybko jak tylko potrafił, przeskakując z gałęzi na gałąź, wysoko nad ziemią.
Rafiki ciągle myślał o kobrze w łóżku i złowieszczym spojrzeniu w oczach Taki podczas wcześniejszej rozmowy. Jak daleko może się posunąć? Rafiki rozmyślał.
Rafiki powinien ograniczyć swój umysł do tego co robi. Susza i dni płonącego słońca zrobiły swoje. Gałąź złamana. Strach błysnął przez Rafikiego gdy runął na ziemie głęboko w dół.
Był moment koszmarnego bólu, a później niebo, drzewa i ziemia wirowały w ciemności.

Rozdział 6
Pierwszą rzeczą jaką Rafiki usłyszał był wiatr w drzewach. Było to dość kojące. Następnie cienki głosik postawił go do pionu.
„Małpa w twoim wieku nie powinna latać między drzewami jak dzieciak.”
Była to Zuzu. Stała przy Rafikim na ziemi, potrząsając głową. „Jesteś szczęściarzem dlatego, że niczego nie złamałeś i dlatego, że przyleciałam i dlatego, że cię zauważyłam i dlatego, że…”
„Dziękuję za twoją pomoc,” powiedział Rafiki.
Z pomocą Zuzu, Rafiki stanął na nogach. „Długo tu leżałem?”
„Nie bardzo,” odpowiedziała.
Ale wystarczająco długo by Taka zdołał pokonać wielką odległość, zrozumiał Rafiki. Jak mógłbym go odnaleźć? Wtedy przypomniał sobie poranne loty ćwiczebne Zuzu z rodziną. „Widzimy wszystko,” mówiła.
„Widziałaś Take, Mufasę lub króla?” zapytał Rafiki.
„Ahadi jest na cmentarzysku słoni,” powiedziała otrzepując futro Rafikiego. „Hieny ukrywają się tu od czasu do czasu. Taki nie widziałam,” mruknęła. „Ale widziałam Mufasę zmierzającego do Pięciu Skał.”
„Proszę, znajdź króla i przekaż, aby odnalazł synów,” rzekł Rafiki. „To pilne!”
„Gdzie?”
„Powiedz mu by zaczął od Pięciu Skał,” oznajmił.
Zuzu przytaknęła, wzbiła się w powietrze i zniknęła.
Tym razem Rafiki pobiegł przez równinę. Po kamieniach, przez suchą, spękaną ziemię po krzaki pełne cierni.
W Pięciu Skałach nie było nigdzie śladu Mufasy, ale Rafiki wyczuł jego zapach w powietrzu.
Wyczuwał także Takę.
Rafiki gorączkowo przeszukiwał ziemię w poszukiwaniu śladów i podążył za nimi tak szybko jak tylko potrafił.
Biegną. Rafiki mógł to określić po długości kroku. I przemierzają wielką odległość. Co planuje Taka? Gdzie zabiera swojego brata?
Ich ślady prowadziły na szczyt wzgórza. Rafiki zatrzymał się by złapać oddech. Daleko w dole mógł zauważyć wodną sadzawkę. Ostatni wodopój, zdał sobie sprawę.
W środku sadzawki stały tak ogromne bawoły afrykańskie, jakich nigdy Rafiki nie widział. W kierunku sadzawki skradał się Mufasa. Nie zbliżał się do bawoła, ale zachowywał ostrożność.
Taki nigdzie nie było widać.
Rafiki zbiegł ze wzgórza i złapał Mufasę gdy zbliżył się do bajorka.
Bawół spojrzał na nich. Jego grube czoło przekrzywiło się w grymasie niezadowolenia pod wielkimi, zakrzywionymi rogami.
„Co ty tu robisz?” Rafiki zapytał Mufase.
„Pomagam mojemu ojcu,” powiedział. „Jeśli przekonamy Bomę by dzielił się wodą to będzie lepiej dla wszystkich zwierząt.”
„To niesprawiedliwe,” stwierdził Rafiki, „ale Boma nie lubi…” Straszna myśl dotarła do Rafikiego. „Co miałeś na myśli mówiąc my?” spytał.
„Taka i ja,” odpowiedział Mufasa. „To był jego pomysł.”
„W takim razie gdzie on jest?” Rafiki rozejrzał się i zauważył Take w trawie na brzegu.
„Czego chcesz, Mufaso?” Głos Bomy był tak głęboki, że zadrżała ziemia.
Mufasa przełknął ślinę. „Chciałbym z tobą porozmawiać o wodopoju. Musisz dzielić się nim z innymi zwierzętami dopóki nie nadejdzie deszcz.”
„Muszę?” Boma podniósł głowę.
Taka wyszedł z trawy na brzegu za Bomą i ryknął.
Boma się odwrócił.
„Taka, co ty wyrabiasz?” zawołał Mufasa.
„Przestrzegam rozkazów króla,” krzyknął Taka. „Boma,” – Taka warknął na bawoła – „podzielisz się wodopojem lub staniesz do walki z moim bratem.” Na twarzy Taki pojawił się uśmieszek.
„Więc Ahadi przysyła do mnie swoje dzieci! Głos Bomy huknął niczym piorun. Boma odwrócił się do Mufasy. „A ty chcesz ze mną walczyć!”
„Nie, ja…”
„Niech tak będzie!” Boma opuścił głowę. „Zacznijmy walkę!” Boma wyszarżował z wody.
„Biegnij, Mufaso!” krzyknął Rafiki.
„Ale ja…”
Ziemia trzęsła się pod kopytami Bomy.
„Biegnij!” Rafiki znów krzyknął.
Mufasa i Rafiki biegli tak szybko jak tylko potrafili. Jednak Rafiki wyczuwał zbliżającego się do nich wielkiego bawoła.
Zuzu miała rację, pomyślał. Jestem już za stary na to. A jeśli Boma zmierzą w tą stronę, już nigdy tego nie powtórzę.

Rozdział 7
Boma był coraz bliżej gdy Mufasa skręcił w prawo. „Tędy!” zawołał.
Ziemia pochylała się w dół. Mufasa biegł ścieżką prowadzącą do wielkiej formacji skalnej.
Rafiki podążał za nim tak samo jak Boma.
„Biegnij, tchórzu!” wrzasnął Boma.
Rafikiego bolała pierś, nogi i miał trudności z oddychaniem. Upadek i odległość którą przebiegł, wyczerpały go. Jeszcze trochę i nie będzie w stanie biec.
Przed nimi leżała kłoda w poprzek drogi.
„Nigdy nie zdąże,” Rafiki powiedział do Mufasy. „Dalei idź beze mnie.”
„Wskakuj na moje plecy!” krzyknął Mufasa.
„To cię tylko spowolni,” stwierdził Rafiki.
„Wskakuj!” rozkazał Mufasa.
Rafiki wskoczył. Mufasa urodził się by być królem. Jego mięście naprężyły się, aby utrzymać prędkość i nieść pawiana. Ale podołał obu na raz.
„Nigdy nie zdążysz do tej kłody,” Rafiki ostrzegł Mufase. „Boma jest już blisko.”
„Nie ma potrzeby,” oznajmił Mufasa.
Mufasa wskoczył na kłodę. Odpychając się swoimi potężnymi tylnymi nogami, Mufasa z Rafikim wzbił się w powietrze.
Rafiki zobaczył co zaplanował Mufasa. Za kłodą znajdował się tylko wąwóz. Skok Mufasy przeniósł ich na drugą stronę wąwozu.
Boma przeskoczył nad kłodą. Jego oczy rozeszły się na boki z szoku. Z głośnym hukiem wpadł do wąwozu.
Mufasa zatrzymał się w poślizgu. „Prawie się zabiłem,” powiedział do Bomy.
„Dorwę cię za to!” krzyknął Boma.
Mufasa westchnął. „Nie przyszedłem by z tobą walczyć. Wszyscy jesteśmy braćmi. Braćmi w kręgu życia.”
Ale Boma nie słuchał. „Dorwę cię, a pozostali dorwą twojego brata!”
„Pozostali?” zapytał Mufasa. On i Rafiki wdrapali się na najwyższe skupisko kamieni. W oddali, niedaleko wodopoju, Taka tarzał na ziemi się ze śmiechu. Trzy wielkie bawoły wyskoczyły z wysokiej żółtej trawy. To oczywiste, pomyślał Rafiki, bawoły podróżują w stadzie.
„Mój brat!” krzyknął Mufasa.
Taka zaczął uciekać, ale bawoły zbliżały się do niego.
„Muszę mu pomóc!” Mufasa zbiegł z kamieni. Przeskoczył przez wąwóz na kłodę i z powrotem pobiegł ścieżką.
„Oni ciebie także poturbują!” krzyknął Rafiki, ale Mufasa się nie zatrzymał.
„Ratuj mnie! Ratuj mnie!” krzyczał Taka. Wykręcał się w lewa, później w prawo, próbując uciec. Ale bawoły zostawały przy nim, rzucając się na niego z rogami.
Taka potknął się i największy z bawołów uderzył go jednym ze swoich ostrych, zakrzywionych rogów. Taka upadł na ziemię i kawałek się przetoczył. Po tym już nie mógł się ruszyć.
Bawół się zatrzymał, skrobiąc nogą po ziemi.
Mufasa dotarł do Taki. Stojąc pomiędzy nim i bawołem, Mufasa ryknął i przygotowywał się do walki. Jednak nie było sposobu by wygrać walkę.
Bawół opuścił głowę, przygotowując się do szarży.
Odgłos trąbienia zaskoczył wszystkich. Spoglądając w lewo, Rafiki dostrzegł Ahadiego przewodzącego szarżujących słoni i innych zwierząt. Pędzili w dół wzgórza i otoczyli bawoły z młodymi lwami.
„Sprowadziłam ich tak szybko jak tylko mogłam.” Zuzu wylądowała na kłodzie obok Rafikiego. „Wyglądasz okropnie.”
Rafiki uśmiechnął się do niej. „A ty wyglądasz przepięknie.” Swoją twarz schowała za piórami.
Wciąż zdyszany Rafiki dołączył do króla i pozostałych.
„Jak śmiałeś zaatakować moich synów!” ryknął Ahadi.
„Cóż, oni zaczęli,” jęknął jeden z bawołów.
„To długa historia,” powiedział Rafiki do Ahadiego.
Mufasa podbiegł do swojego ojca. „Taka jest ranny,” powiedział. „Nie mogę go zmusić by się poruszył.”

Rozdział 8
„Zaopiekuje się nim,” oznajmił Rafiki.
Ahadi zwrócił się do bawołów. ”Miejcie nadzieję, że to nic poważnego,” warknął. Wtedy przyłączył się do Mufasy i Rafikiego.
„Nie ma złamanych kości,” powiedział Rafiki do Ahadiego gdy przebadał Take. „Ale ma głębokie nacięcie na twarzy.” Taka jęknął i Ahadi go przytulił.
„Mam trochę ziół w mojej torbie na Lwiej Skale,” stwierdził Rafiki. „One pomogę.”
„Zabierzmy go do domu.” Ahadi zapytał jednego ze słoni czy nie poniesie Taki w swojej trąbie. Król wystał także innego słonia by pomógł Bomie wydostać się z wąwozu. Następnie Rafiki i lwy, wracali na lwią skałę wyprzedzając słonia niosącego Takę.
„Będziesz obolały przez kilka dni,” rzekł później Rafiki do Taki. „I będziesz nosił tą skazę do końca swojego życia.”
„Będzie ci to przypominać jaki byłeś bezmyślny,” powiedział Ahadi.
„Dlaczego rozłościłeś Bomę?” Mufasa zapytał brata.
„By wpakować cię w kłopoty,” odpowiedział Taka. „I policzyć się z ojcem za złamanie obietnicy.”
„Zamiast przyprawić nas o ból, prawie zginąłeś.” stwierdził Ahadi. „Musisz pozbyć się gniewu, który tobą rządzi, mój synu. Być może rana którą otrzymałeś będzie ci o tym przypominać.”
Oczy Taki wypełniły się gniewem, a później się uspokoił. „To prawda,” ugiął się przed Mufasą z uśmieszkiem. „Od teraz nazywaj mnie Skaza. Ojcze, nie zapomnę tego co się dziś wydarzyło. Obiecuję.”( dowód że Taka sam wymyślił sobie ksywkę )
Mufasa, Ahadi i Rafiki podeszli do Zuzu, która na nich czekała.
„W związku z atakiem Taki, Boma i jego stado obiecali podzielić się wodą z innymi zwierzętami,” oznajmił Ahadi. „Tak będzie łatwiej załagodzić kryzys. Jutro zajmę się hienami.” Westchnął. „Gdybym tylko mógł się dowiedzieć o takich problemach zanim wywołają kryzys!”
„Możesz,” powiedział Rafiki do króla. „Powołaj kogoś by był oczami i uszami twojego królestwa. Kogoś kto pomoże ci pozostać w kontakcie z poddanymi.”
„Świetny pomysł,” rzekł Ahadi. „Ale kogo?”
„Moim pierwszym wyborem będzie Zuzu,” powiedział Rafiki. „Gdyby nie ona, dzisiejsze wydarzenia mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej.”
„Czy zechcesz się podjąć tej pracy, Zuzu?” spytał Ahadi.
Zuzu rozłożyła pióra z dumą. „Tak, wasza wysokość.”
„Niech tak będzie!” ogłosił Ahadi. „Od tego dnia, ty i twoja rodzina, będziecie majordomusami królów Lwiej Ziemi.”
Zuzu pokłoniła się po czym wzbiła się w powietrze. „Muszę iść powiedzieć rodzinie. Mój syn będzie bardzo dumny.”
„A ty, drogi Rafiki,” kontynuował Ahadi, „bądź moim nauczycielem.”
Teraz Rafiki był tym, który był zakłopotany. „Wasza wysokość, nie mogę zostać…”
Ahadi się uśmiechnął. „Rakiki, chcę aby Lwia Ziemia była miejscem gdzie mogą żyć wszystkie zwierzęta. Będzie to możliwe jeśli będziemy współpracować. Czy zechcesz pomóc osiągnąć ten cel?”
Rafiki oniemiał. Przyzwyczaił się do samotności.
„Tak, chcę!” zdecydował ostatecznie. „Tak długo, dopóki od czasu do czasu będę mógł odejść na poszukiwania. Jest tak wiele rzeczy, których chciałbym się nauczyć.”
„Niech tak będzie!” Ahadi wstał i spojrzał na równinę pod blaskiem księżyca. „Już to czuję,” powiedział. „To początek wielkiej ery dla wszystkich pod tymi gwiazdami.”


Rafiki otworzył oczy. Kopa siedział z szeroko otwartymi oczami w pobliżu Simby i Nali.
„Deszcz padał kilka tygodni później, kończąc suszę.” powiedział Rafiki wieńcząc historię.
„Łał!” powiedział Kopa. „Dziedek i pradziadek byli naprawdę kimś.”
„Oni byli,” potwierdził Rafiki. „Tak samo jak twoja prababcia Uru. Odkryła jezioro na zachodnim skraju Lwiej Ziemi ratując wiele zwierząt przed śmiercią.”
Zazu nadął swą pierś. „Pamiętam dzień gdy moja matka wróciła do domu powiedziała nam o swoim nowym stanowisku u boku króla.” Uśmiechnął się. „Miała rację. Byliśmy bardzo dumni.”
„I dobrze służyliście królom od tamtego czasu.” oznajmił Simba.
„Łał! To była świetna historia.” Kopa zamyślił się przez chwilę. „Prawuj Skaza był naprawdę straszny.”
„Kopa,” odezwała się Nala.
„Cóż, taki był,” stwierdził Kopa.
Simba zwrócił się do Rafikiego. „Dziękuję za historię,” powiedział. „Wiele mnie ona nauczyła.”
„Mnie też,” rzekł Kopa.
„To mi przypomniało jak wiele jeszcze jest do zrobienia na tej ziemi.” Simba z Nalą otarli się swoimi nosami, a później trącił Kopę. „Przypomniało mi również jak ważni są nasi najbliżsi. I o znaczeniu obietnic. Droga syna zaczyna się po kroku ojca.”
Kopa skoczył w górę i dół. „Co masz na myśli?”
„Zabiorę się za problem przy wodopoju po tym jak zabiorę mojego syna i małżonkę na szczyt Lwiej Skały.”
„W porządku!” uradował się Kopa.
„Poza tym,” powiedział Simba, „to tradycja.”
Rafiki się uśmiechnął. „I to jest mądrość.”


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A jaką książeczkę byście chcieli w następnej notce?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dzisiejsze opowiadanie będzie o tematyce Dnia Dziecka ( już niedługo to święto ) , tylko że w lwiej wersji.

Opowiadanie:
Wszystkie lwy z Lwiej Krainy szykowały się do obchodów Dnia Lwiątka. Wszystkie lwiątka się cieszyły. Najbardziej cieszyła się księżniczka Kiara. Lwiczka pobiegła na sawanne bardzo wcześnie żeby wszystkim przypomnieć że to święto jest już za dwa dni. Pomarańczowa wykrzykiwała to najgłośniej jak mogła. 
-Co się drzesz!? Córka Simby usłyszała za plecami głos Vitani.
Vitani mimo że była złoziemką to i tak często przychodziła w odwiedziny na Lwią Ziemię. Lubiła się bawić z Kiarą, ale jakoś nigdy nie znalazły wspólnego języka. 
-Vitani! - zawołała wesoło lwioziemka, podskakując jak zajączek - Za dwa dni Dzień Lwiątka! Chce  w s z y s t k i m  to przypomnieć!
-A musisz tak wcześnie?! - lwiczka z grzywką wcale się nie cieszyła na myśl o tym święcie. Nie znosiła Dnia Lwiątka, bo wszyscy jej rówieśnicy mieli w tym dniu wielką radość, a jej matka nawet nie pomyślała o tym by przyjść z nią na obchody Dnia Lwiątka - Słychać Cię nawet na złej ziemi!
-I dobrze! - następczyni tronu nie traciła entuzjazmu - Chce by każdy wiedział!
Niebieskooka zawarczała, a wtedy Kiara zrobiła smutną minę.
-Co z Tobą, Vit? - spytała - wszyscy się cieszą, a ty nawet nie dopuszczasz do siebie myśli że za dwa dni jest Dzień Lwiątka...
-Bo ja wcale nie chce tego święta! - burknęła córka Ziry - Ono jest głupie i tylko dla maluchów!
-Wcale nie! Nie dawała za wygraną jaśniejsza lwiczka.
-Mówisz tak bo... - tu szpiczastonosa nie wiedziała co powiedzieć - ....bo jesteś dziecinna! Zawsze zachowujesz się jak malutkie lwiątko! Nie da się z Tobą porozmawiać nawet o chłopakach bo jesteś trzy poziomy niżej w rozwoju!
Córce Simby łzy napłynęły do oczu. Może Vitani miała racje? Może była dziecinna i niedojrzała? 
-Powiem tacie! Krzyknęła przez łzy i pobiegła w stronę Lwiej Skały.
Koleżanka księżniczki, żałowała tego co powiedziała, ale uważała że skoro ona nie może się bawić to nikt nie będzie się bawił! 
                                                                  *Vitani*
Wróciłam na Złą Ziemie, do mojego okropnego domu. Moja matka jak zwykle uczyła Nuke i Kovu nienawiści do lwioziemców. Nie chciałam w tym brać udziału! Wystarczy Mi już że i tak mam zły humor! Starałam się by matka Mnie nie zauważyła, ale to się nie udało.
-Vitani! - zawołała - Chodź tutaj!
Przewróciłam w złości oczami i podbiegłam do matki.
-O co chodzi? Zadałam pytanie.
-Zaczynamy lekcje! Rozkazała.
-Ale ja nie chce... Jęczałam.
-Niby dlaczego?! Ona nawet nie chciała Mnie zrozumieć!
-Bo źle się czuję... - skłamałam - boli Mnie głowa i brzuch..
-Pewnie dlatego że jesteś głodna. - Moja matka się nie przejęła tym co jej powiedziałam - a teraz zaczynamy lekcję...
 Rozzłościłam się bardzo! Nic ją nie obchodziło!
-Nie kochasz Mnie! Palnęłam i pobiegłam w stronę "serca" Złej Ziemi czyli do Lasu Grozy. Byłam zrozpaczona, ale nie chciałam żeby ktoś widział jak płacze...

                                                                    *Serpen*
Szłam sobie przez mój dom - Las Grozy. No, dobra...może i nie był za ładny, ale przynajmniej był    m ó j   i nikt nie miał prawa Mi tu wchodzić. Wtedy zobaczyłam moją siostrzenicę - Vitani, ona siedziała na małej skale i płakała. Normalnie to bym się rozzłościła że ona weszła na   m ó j  teren, ale nie byłam z kamienia. Podeszłam do córki mojej siostry i przytuliłam ją łapą, po czym pozwoliłam jej się wypłakać.
-Co się stało? Zapytałam z troską w głosie.
-Moja mama Mnie nie kocha - poskarżyła się - wszyscy, inni będą się za dwa dni dobrze bawili, a ja będę musiała słuchać lekcji o tym jak okropni są lwioziemcy! 
-Spokojnie - zaczęłam - coś wymyślimy....porozmawiam z Twoją mamą.....może pozwoli Mi zabrać Ciebie na świętowanie?
-Ciociu, jesteś kochana! Wykrzyknęła Vitani i przytuliła Mnie.
Zaprowadziłam Vitani do mojej groty i postanowiłam od razu porozmawiać z moją siostrą.
-Zostań tu i nigdzie nie idź! Rozkazałam spokojnym tonem i dałam niebieskookiej znak że ma wejść do groty.
                                                                          *Kiara*
Smutna, wróciłam na Lwią Skałę. Teraz wcale nie miałam ochoty na żadne święta! Położyłam się na szczycie Lwiej Skały i rozglądałam się by wypatrzeć sobie jakieś nie-dziecinne zajęcie. Vitani miała rację! Nic nie przychodziło Mi do głowy! Byłam niedojrzała! Ale postanowiłam pokazać że wcale nie muszę taka być. Pobiegłam więc na pewną polankę. Lwice leżały tam na dużych skałach i rozmawiały. W tym samym czasie, kilka lwiątek ganiało się w około drzewa, stojącego obok. Chciałam się do nich przyłączyć, ale nie chciałam żeby Tani uważała że jestem dziecinna. Podbiegłam do jednej ze skał, ona jako jedyna była wolna, bo nie siedziała na niej żadna z lwic. Wbiłam pazury w tą skałę i próbowałam się na nią wspiąć. Wtedy coś złapało Mnie za ogon i wciągnęło na tą właśnie skałę. To była moja mama!
-Witaj, córciu. - powiedziała - przyszłaś pobawić się z nimi? - spytała pokazując łapą na moich rówieśników.
-Eeeeee - próbowałam coś powiedzieć, ale nic nie potrafiłam z siebie wydusić, bo cały czas patrzyłam z zazdrością na tamte lwiątka - .... nie.
-To co będziesz robiła? Zadała pytanie moja babcia, która też była w grupce lwic.
-Ja.... - ciągnęłam, ale nadal patrzyłam jednym okiem w stronę drzewa - ... ja przyszłam by porozmawiać o gupach wowieckich..
Lwice parsknęły wesołym śmiechem.
-Chyba o grupach łowieckich. Zaśmiała się lwica imieniem Tama.
-Tak.... Szepnęłam zawstydzona że "nie-dziecinna" rozmowa Mi nie wyszła.
-Kiara, jesteś jeszcze za mała na takie tematy - dopowiedziała lwica Kula - lepiej pobaw się z rówieśnikami.
Pani Kula wyjęła Mi to z ust!  B a r d z o   chciałam się pobawić, ale bałam się co powie Vita.
-Ale bo Vitani... Tłumaczyłam, ale mama Mi przerwała.
-Vitani też się tam bawi. Dokończyła za Mnie.
Spojrzałam się uważniej w stronę lwiątek. Prawda! Tam była Vitani i siłowa się właśnie z lwiątkiem o imieniu Sava. 
-Chodź do nas! Zawołała.
Podbiegłam do niej jak rakieta i powaliłam ją do ziemi.
-I kto tu jest dziecinny? Zawołałam, ale cieszyłam się że ona się jednak nie obraziła.
-Kiara, bo ja - złoziemka chciała Mi wytłumaczyć - .....ja byłam smutna że mama nie pozwalała Mi chodzić na Dzień Lwiątka, ale tym razem się zgodziła bo przekonała ją ciocia - kontynuowała wypowiedź - chodź wiem że to i tak nie usprawiedliwia tego jaka byłam dla Ciebie wredna....Przepraszam.
Podałam jej łapę na zgodę i zaczęłyśmy się bawić razem z innymi lwiątkami. Zabawa była wspaniała!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę że następna notka będzie 1 czerwca, wtedy będzie też ciąg dalszy opowiadania o Dniu Lwiątka ;)   A niedługo dodam kolejny komiks na bloga z komiksami ( ciąg dalszy o Fluffy )
Jutro ( chyba ) będzie następna notka na blogu o Psiej Krainie.
No, ale wystarczy już tych ogłoszeń.
 Pa i do następnej notki :P

    

czwartek, 21 maja 2015

Dziwne puzzle

Wiem że miało być o "The lion king: Six New Adventures" ale chciałam jeszcze kontynuować o dziwnych puzzlach.

~~~~~~~~~~~~~
Już się przezwyczaiłam że na większości puzzlach mała Nala bawi się z Timonem i Pumbom, ale są jeszcze inne, dziwne rzeczy.


Na niektórych puzzlach Mufasa wygląda jak Simba.







Tutaj widzimy Timona, Rafikiego, Nale, Simbe, Mufase, Shenzi i Skaze. Te puzzle były by całkiem normalne, ale sami przyznajcie że Mufasa wygląda jak Simba.

                                       A tutaj widzimy Skaze, Shenzi, Mame Timona, Pumbe, Timona, Nale, Simbe, Mufase i Zazu. Teraz to Mufasa już całkowicie wygląda jak Simba!

A spójrzcie na te puzzle:

W KL1 Pumba i Timon mówili że w dżungli nie ma antylop, hipopotamów, zebr ( itp. ) a na tych puzzlach widzimy słonia i żyrafę! ( oczywiście nie wspomnę o małej Nali ) 

W dodatku, na niektórych puzzlach w dżungli z małą Nalą, małym Simbą, Timonem i Pumbą są jeszcze Zazu i Rafiki.



Są jeszcze jedne puzzle, spójrzcie na te zaznaczone czerwoną pętlą:
Tam widzimy Kovu bawiącego się z Kiarą.
Dla Mnie dwie rzeczy są tam dziwne:
  1. Zira jest brązowa. ( nie mówcie że tam mogła być Serpen, bo Serpen to fanowska postać )
  2. Zira spokojnie patrzy na to jak Kovu bawi się z Kiarą. A przecież w filmie ona T A K nienawidziła Simby, Nali i Kiary!
Spójrzcie jeszcze na to:
 "Fotel" z dżungli został "teleportowany" na Lwią Ziemie.

A co wy o tym myślicie?

Są jeszcze puzzle, które znalazła Blogerka Maisha:
Tam Simba nie ma grzywki!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To na tyle.

Teraz opowiadanie o wymyślonej przeze Mnie - legendzie Lwiej Ziemi.

Opowiadanie:
    Pewnego razu, za panowania króla Mohatu, na Lwiej Ziemi zamieszkała lwica imieniem Asali. Miała ona okropną przeszłość, bo jej stado zostało zaatakowane. Lwice i lwy z jej stada mieli charakterystyczne wyglądy - byli fioletowi, mieli zostać zamordowani, ale Asali uciekła. Lwica jednak wiedziała że pewnego dnia i tak ją dopadną i zabiją. Zamieszkała na Lwiej Ziemi tydzień temu,  lecz wiedziała że będzie musiała uciekać.
   Asali była na Lwiej Ziemi opiekunką lwiątek. Opiekowała się chorymi lwiątkami, których rodzice porzucili. Pewnej nocy, jej podopieczni spali w jaskini, a ona na chwilę wyszła żeby się przejść. Przeszła kawałek i zatrzymała się przy wodopoju. Miała się schylić żeby napić wody, ale wtedy zobaczyła na drzewie symbol wrogiego stada. Tego samego co zaatakowało jej stado! Asali przestraszyła się i obiecała sobie że ucieknie. Ruszyła więc przed siebie żeby jak najszybciej uciekać.
     Jednak nie wiedziała że zobaczyły ją małe, fioletowe oczka. Oczka należały do jednej z jej podopiecznych - lwiczki Sary. Mała Sara była ciekawa gdzie biegnie jej przybrana ciocia, pobiegła więc w jej stronę, ale tak by Asali jej nie zobaczyła. Lwiczka bezszelestnie biegła za fioletowofutrą. 
    Asali schowała się za drzewami w małym lasku, położyła się tam i zaczęła płakać. 
-"Nieważne gdzie będę uciekać.....oni i tak Mnie znajdą..." Chlipnęła.
-Ciociu... Asali usłyszała mały głosik i spostrzegła malutką Sare.
-Sara? Opiekunka lwiątek bardzo się zdziwiła.
-Ciociu....dlaczego płaczesz?
-Ty tego nie zrozumiesz.....ty jesteś jeszcze za maleńka...
Sara była maleńka, to prawda. A do tego była jeszcze chora na serce i układ oddechowy, więc często się dusiła. Lecz była uczuciowa i myślała że uciekinierka jest smutna bo nie ma rodziny ze sobą.
Brązowa wymyśliła że poszuka innych fioletowych lwów.
-Ciociu, dlaczego chciałaś uciec? Spytała słodkim głosem.
-Ja... - jęknęła zielonooka, która nawet nie wiedziała już   d l a c z e g o  chciała uciec - Po prostu ja nie powinnam być z wami. T u t a j   nigdy nie założę rodziny...
-Mogę Ci pomóc! Wykrzyknęła wesoło chorowita lwiczka.
-Nie powinnaś...to wiążę się z dużym niebezpieczeństwem...a ty nie powinnaś opuszczać stada - wytłumaczyła już uśmiechnięta Asali - może Ci się coś stać. Wracajmy już.
    Lwica i lwiczka wróciły na Lwią Ziemie. Jednak różowonosa sierota obiecała sobie że znajdzie inne, fioletowe lwy.
  Następnego dnia Asali zabrała swoje podopieczne na wycieczkę. Szły przez sawanne, z wysoką trawą. Sara wykorzystała to żeby się wymknął. Udało się to jej! Wymknęła się do dżungli i tam się rozglądała. Nagle skoczył na nią fioletowy lewek.
-Cześć! - Zawołał radośnie, ale wtedy lwiczka zaczęła się dusić - Co się z tobą dzieje?!
Przerażony lwiak zaczął wołać pomocy. 
-Ratunku! Krzyczał i patrzył bezradnie na Sare.
Wtedy zza krzaków wyskoczył fioletowy lew o masywnej grzywie. Lew skoczył do lwiczki i nacisnął jej na brzuch. Po tym czynie ona przestała się dusić. 
-Dzięki, tato. Powiedział lewek do lwa.
-Dziękuje panu. Dopowiedziała Sara.
-Sara! Sara! Słychać było nawoływanie przez Asali.
Sara podbiegła do opiekunki i przytuliła ją żeby "odsunąć" temat rozmowy od jej wymknięcia. Asali spojrzała na lwa i na lewka.
-Mohon? Tavi? Rzekła ucieszona.
-Mamo! Wykrzyknął lewek i podbiegł do matki, której nie widział od dawna.
-Myśleliśmy że nie żyjesz.... Powiedział lew w podszedł do partnerki uśmiechnięty.
-Ja też tak myślałam... Dodała.
-Mamo, mam dla ciebie niespodziankę! Tavi podbiegł w stronę olbrzymich liści, zasłaniających przejście, odsunął je i ku oczom naszych bohaterów ukazała się polana z tysiącami fioletowych lwów.
-Ale...ja myślałam że oni wszyscy... Asali próbowała znaleźć wytłumaczenie, ale była przeszczęśliwa.
    Asali zamieszkała ze swoją rodziną i stadem. Za to nad chorymi sierotami opiekę przejęła Królowa Zauditu, która miała dobre serce.   :)

~~~~~~~~~~~~
To teraz opowiadanie z akcji:
"A co z innymi wersjami dzieci Kovu i Kiary?!..."
Dziś będzie o Sabby, Saffy, Tace i Muffy'm.

Opowiadanie:
Księżniczka Sabby pobiegła na sawannie. Nie przepadała za swoim rodzeństwem. Chodziła potajemnie na Cmentarz słoni. Pewnego dnia śpieszyła się na cmentarz słoni bo chciała spotkać tam swoich kolegów - hieny. Ale zatrzymali ją Saffy i Taka.
Saffy: Sabby, musisz koniecznie ocenić kto z nas lepiej skacze do wody. 
Sabby: Teraz się spieszę!
Taka: No proszę! Patrz!
Taka wszedł na skałę i skoczył do wody robiąc salto. 
Saffy ( śmiejąc się ) : Ja umiem lepiej!
Saffy podbiegła do skały, weszła na nią i skoczyła do wody. Saffy i Taka chlapali się w wodzie i bardzo przy tym śmiali. Sabby była rozzłoszczona że "zabierają jej czas".
Sabby: Nie mam ochoty oglądać tych waszych wygłupów! I tak nie umiecie skakać i jesteście do niczego!
Brązowa lwiczka ruszyła w stronę Cmentarzu słoni. Jej brązowy brat i kremowa siostra się zasmucili. 
Saffy: Sabby, chyba już nas nie lubi...
Taka: Co ty gadasz!? Pewnie ona ma zły dzień!
Saffy: Znowu zły dzień?! Ile można mieć "złych dni"?!
Taka: Masz rację......ale co mamy zrobić?
Saffy: Mam pomysł...
                                                                                              *Następnego dnia*
Sabby opuszczając Lwią Skałę rozglądała się czy nikt jej nie obserwuje. Uważała że inne lwiątka wcale jej nie lubię, dlatego musi się zadawać z hienami. Jednak kiedy opuszczała Lwią Skałę, skoczył na nią Muffy.
Muffy: Pobaw się z nami!
Sabby już miała zaprotestować, już miała powiedzieć coś nie miłego, ale wtedy spojrzała na wesoło bawiące się inne lwiątka. Lwiątka bawiły się w błocie. W śród nich byli też Saffy i Taka. Sabby zapomniała o hienach i podbiegła do przyjaciół. Wskoczyła do błota i chlapnęła nim na Saffy. 
Sabby: Ha! Ha! Ha!
Saffy też się zaśmiała. Zabawa była ekstra! 
Jednak hieny wcale nie miały zamiaru odpuszczać Sabby.

                                                                                 *Nazajutrz*
Dwie małe hienki ruszyły w stronę Lwiej Skały. Kiedy do niej doszły, zawahały się.
Pierwsza hienka: Ja tam nie idę...
Druga hienka: Musimy... wiesz co będzie jak nie wykonamy zadania?!
Pierwsza: Ale ja nie dam rady!
Druga: To TU zostań, a ja sama pójdę skoro tak tchórzysz!
Druga hienka ( odważniejsza ) wspinała się dumnie na Lwią Skałę, podczas hienka pierwsza czekała na ziemi.  
Druga hienka: "Zaraz wejdę....jeszcze tylko....trochę..."
Wspinaczka była dla niej trudna, mimo ciągłego pocieszania siebie w myślach czuła że nie da rady. Po długiej wspinaczce, wreszcie poczuła że zaraz wejdzie na skałę. Ale wtedy donośny ryk lwa kąpletnie wyprowadził ją z równowagi. Hienka spadła na dół prosto na swoją siostrę.
Siostra odważne hienki: Ha, ha! Nie umiesz się wspinać, a ze Mnie się śmiałaś że się boję!
 :)
 

 
 
~~~~~~~~
Postanowiłam opowiadania z mojej akcji dawać co dwie notki. Następne opowiadanie będzie ciekawsze i dłuższe ( na pewno ) , chodź mam nadzieje że i tak się podobało.
;)   

środa, 20 maja 2015

Zrywam umowę z Patrycją!

TERAZ TO MIARKA SIĘ PRZEBRAŁA!
TO CO PATRYCJA NAWYPISYWAŁA TO JUŻ SZCZYT CHAMSTWA ( gorszego słowa nie znam ) !
NAJBARDZIEJ OBRAŹLIWE RZECZY:
-"Nawet nie próbuj się odgrywać bo zawsze płacze ze śmiechu!"
-"Uważaj bo tobie i Baśce móżdżek się przegrzeje! ( jeśli w ogóle go macie ) "

Zrywam umowę!
PATRYCJU, NIENAWIDZĘ CIĘ!!! Jesteś wredną ( cenzura ) i nie chce cię już znać!
NIGDY nie szanowałaś innych poglądów! Zawsze tylko: "ty", "ty" i "ty"!
Nie obchodzi Mnie już że jakaś Klaudia Ci coś powiedziała! Ja jakoś umiem zapanować nad sobą kiedy ktoś Mi dokuczy!


~~~~~~~~
Wie ktoś może jak ją tak zablokować żeby nie mogła czytać moich blogów?



Patrycju, to nie forum dyskusyjne!

Patrycju, to nie jest forum dyskusyjne! Komentarze w których ZAWSZE się czepiasz tego co piszą inni czytelnicy mojego bloga wcale nie są miłe! Jak jeszcze raz zobaczę że tak komuś piszesz to ten komentarz (twój) usunę! Baśka ma prawo pisać o tym kogo nie lubi ( tak samo każdy inny! ) !
Ja też wielu osób nie lubię i to jest CAŁKOWICIE normalne! To że Baśka kogoś nie lubi ( w tym przypadku tej TC-69 ) to nie znaczy że to jest wielkie przestępstwo! Nie ma takiego prawa że lubiane osoby trzeba zawsze lubić!
Kto Ci w ogóle kazał odpisywać Baśce tak jakby to był twój blog?!
Zgadzam się z Polasą że takie coś świadczy tylko o niedojrzałości.

Info

Zgadzam się z Baśką - niepotrzebnie tłumaczyłam "Kiara's reign" bo to jest tylko fanowski komiks.
PRZYZNAJĘ SIĘ DO BŁĘDU!
Skoro wszyscy biorą ten komiks tak na serio to się nie dziwie czemu Baśka nie lubi autorki!
Pytanie do WSZYSTKICH:
Po co dużo osób to tłumaczy? ( nie mówcie że ja też to robiłam bo ja się przyznałam do błędu! )
?????

poniedziałek, 18 maja 2015

Ważne Sprawy

1. Następna notka będzie w ten weekend, potem będzie znowu przerwa, a od 1 czerwca - notki będą już dodawane normalnie.
2. Mam z Baśką "Fakt Wspólnej Obrony", czyli że będziemy się broniły podczas kłótni blogowych itp.
Do tond to Baśka Mnie broniła, a ja tylko 2 razy ją poparłam:
TU
i TU
Wysłałam ten fakt Baśce na e-maila i czekam aż ona go skopiuję, podpisze i wklei do siebie.
Jak Basia to zrobi to na tego bloga też go wkleję ;)

UWAGA! AUDYCJA Z DNIA 20 MAJA!
Basia już podpisała:
Hasło Basi ( i moje ) :

"MB - Razem jesteśmy silniejsze!"

niedziela, 10 maja 2015

The lion king: Six new adventures - część 1

               "Follow the leader" - "Podążaj za liderem"

Prolog
Bycie królem nie jest łatwe. Wydaje się, że wszystko co robi Simba jest pracą.
Gdy słowo przybywa z Wysokich Traw, a ojczyzna Rafikiego jest w kłopocie, Rafiki nie traci czasu na pośpiech. Simba jest zbyt zajęty by pomóc i wygląda na to, że Rafiki na własną rękę będzie musiał rozwiązać problemy w 
Wysokich Trawach. Gdzie jest teraz Król gdy Rafiki go potrzebuje?

Rozdział 1
"Panie? Przepraszam, że znów cię kłopoczę, ale..." Dzioborożec Zazu podchodzi na palcach do Simby. Król leżał na skale, ciesząc się popołudniowym słońcem.
  Zazu przechylał swoim długim dziobem z boku na bok. "Wasza Wysokość?
  Simba spojrzał ze znużeniem. Cały długi dzień, zwierzęta przychodziły do niego z pytaniami wymagającymi odpowiedzi i problemami wymagającymi rozwiązania. Lamparty pragnęły zgody by wspiąć się na stary baobab. Jedno z dzieci szympansów przez przypadek połknęło rzep. Zebra kopnęła i przypadkowo otworzyła gniazdo termitów. Kiedy on będzie miał spokój?
  "Co jest, Zazu?" Simba spytał swojego majordomusa. "Mamy więcej bezdomnych termitów? Chore szympansy? Wspinające się lamparty?
  Zazu zatrzepotał swoimi skrzydłami. "To znowu te bawoły afrykańskie. One okupują wodopój. Hipopotamy są wściekłe jak diabli.
  Simba zmarszczył brwi. "Myślałem, że powiedziałem bawołom by się przesunęły."
  "Bawoły nie wykazują oznak do przesunięcia się, Panie," powiedział Zazu. "Wiesz jakie bywają bawoły. Wielkie, nieprzyjemne stworzenia."
  Simba wpatrywał się na rozległe obszary trawiastej równiny. Z miejsca w którym siedział, wysoko na Lwiej Skale, rozprzestrzenia się przed nim całe jego królestwo. Zobaczył mile łąk usianych trawami, krzewami i błotnymi stawami. Rzeka Zuberi wiła się przez równinę niczym srebrna wstążka. Za obszarem trawiastym znajdują się wulkaniczne wzgórza ukształtowane podobnie jak Lwia Skała.
  Simba odwrócił się do Zazu. "Ostatnio to zawsze coś jest, czyż nie? Przekaż bawołom, że jeśli nie potrafią się dzielić, będą musiały przenieść się do rzeki.
  Zazu zatkało. "Ale, Panie! W rzece są krokodyle!"
  Simba uśmiechnął się. "Wiem."
  Zazu odleciał by dostarczyć wiadomość od Simby.
  Simba znów zamknął oczy i przetoczył się na plecy. Słońce było gorące. Praży. Idealnie na królewską drzemkę.
  "Tato! Hej, Tato!" Syn Simby, Kopa, przybiegł. Wskoczył na klatkę piersiową Simby.
  "Oomph" Simba otworzył swoje oczy. Zobaczył Kopę wpatrującego się w jego twarz.
  "Chodźmy się siłować, Tato. Co?" Kopa podskakiwał w górę i dół. "Nie siłowaliśmy się dzisiaj może od samego rana."
  "To długo, co?" powiedział simba. Delikatnie przycisnął głowę Kopy ze swojej łapy.
  "Grrr. Podnieś ją," powiedział Kopa. Wycofał się, spuścił głowę i się najeżył. Simba swoimi przednimi łapami chwycił za głowę Kopy i przetoczy go figlarnie do przodu. "Myślisz że jesteś taki twardy, co?" powiedział Simba. "Grrr."
  "Panie. Przepraszam, że przerywam ponownie."
  Simba spojrzał w górę i zobaczył Zazu stojącego ze starym pawianem, mądrym nauczycielem i uzdrowicielem Rafikim.
  "Witaj, Rafiki," powiedział Simba. "Co jest, Zazu?"
  "To jest ta snobistyczna żyrafa, Panie," powiedział Zazu. "Nazywam go paskudnym Nassorem. On teraz walczy ze słoniami." Westchnął. "On zawsze z kimś walczy. W zeszłym tygodniu to były gazele. Tydzień wcześniej wziął się za gepardy." Zazu potrząsnął głową. "Dlaczego ktoś miałby się brać za gepardy? Gepardom nie można ufać."
  Simba odsunął Kopę od swojej piersi i usiadł. "Więc co teraz wydaje się być problemem?
  "Nassor powiedział, że słonie niszczą drzewa akacji. One zjadają korę."
  "Nie dziwi mnie to," powiedział Simba. "A nie mamy mnóstwa drzew akacjowych?"
  Odezwał się Rafiki. "Nie tak dużo jak myślisz," powiedział. Oparł się na swojej lasce. "Kiedy twój ojciec był królem, mieliśmy ich dużo więcej."
  Kopa podniósł uszy. "Gdzie oni idą, Rafiki?"
  Poklepał Kopę po głowie. "Słonie zniszczyły wiele z nich," powiedział. "Pozostałe obumarły przez choroby i zaniedbanie."
  "Tato," powiedział Kopa. "Musisz porozmawiać z tymi słoniami zanim zniszczą drzewa."
  "Nie można poczekać?" spytał Simba. "Nie miałem ani chwili dla siebie przez cały dzień."
  "Wiesz jak to mówią," rzekł Zazu. "Praca króla nigdy się nie kończy."
  "Czy oni to właśnie powiedzieli?" spytał Simba.
  Kopa zwiał "Pa, Tato."
  Z oddali Simba usłyszał głośne szczekanie. "Hop, hop, tak trzymać. Hop, hop, tak trzymać." Guziec Pumba maszerował na widoku. Surykatka Timon stał na plecach Pumby, wydając rozkazy. 
  Zamyślony Simba spojrzał na swoich starych przyjaciół. Kiedy ojciec Simby, Mufasa, został zabity, Simba uciekł ponieważ myślał, że śmierć ojca to jego wina. Simba został uratowany przez Timona i Pumbe, mieszkał z nimi jako wyrzutek do czasu, aż odnalazła ich Nala. Dopiero później Simba się dowiedział, że Mufasa został zabity przez swego złego brata, Skazę, który teraz rządził Lwią Ziemią przy pomocy hien.
  Nala przekonała Simbe do powrotu na Lwią Ziemię. Simba walczył ze Skazą i wygrał, stając się nowym Królem Lwem. Niedługo później, on i Nala stali się rodzicami Kopy.
  Teraz Simba obserwował z rozbawieniem jak Pumba maszerował w rytm głosu Timona. Jako, że maszerował, jego długi ogon stał prosto w górze i powiewał niczym flaga.
  "Och, nie!" wymamrotał Zazu. "Nadchodzą."
  "Kompania stać," zawołał Timon. Zeskoczył z pleców Pumby i zasalutował.
  "Dawno się nie widzieliśmy, Najjaśniejszy Panie," powiedział. Ukłonił się głęboko. "Gdzie byłeś? Ostatnimi czasy nie widziałem cię w żadnym ze starych miejsc, jeśli wiesz co mam na myśli.
  "Był zajęty sprawami urzędowymi" powiedział Zazu. Rafiki przytaknął.
  "Ojej, tak jest, szefie? spytał Pumba.
  "Obawiam się, że tak było" odpowiedział Simba. "Ostatnio jest tyle do zrobienia. Tak wiele decyzji."
  "Tak, ale ta cała praca bez luzu nie jest zabawna. Prawda, Pumba?" powiedział Timon.
  Pumba prychnął: "Prawda Timon. Simba, powinieneś iść z nami. Zjedz kilka robaków. Trochę odpocznij. Wiesz. Jak za dawnych czasów." Beknął.
  "Teraz!" powiedział Timon. "Pójdziemy poszukać miłego kamienia zdala od hałasu, lampartów i..."
  "Zdrzemnij się" powiedział Pumba.
  "Brzmi niebiańsko" powiedział Simba
  "Więc co ty na to?" zapytał Pumba.
  "Bardzo chciałbym..." zaczął Simba.
  "Ale innym razem," powiedział Zazu.
  "Co?" powiedział Simba.
  "Król ma obowiązki do wypełnienia," dodał Rafiki. "Wybaczcie chłopaki."
  "A niech to!" powiedział Pumba.
  "Stajesz się zwykłym popychadłem" powiedział Timon.
  "Obowiązek przed przyjemność," powiedział Timon. "Hakuna matata. Nie martw się, prawda?" Pomachał na pożegnanie.
  Simba obserwował swoich przyjaciół znikających w obszarach trawiastych.
  "Na temat tych słoni, Panie," powiedział Zazu. "Co zamierzasz zrobić?"

Rozdział 2
   Simba warknął. „Co za różnica czy akacje uratujemy dziś czy jutro? Czy król nie może mieć przerwy raz na jakiś czas?”
   Rafiki się uśmiechnął. „To prawda, że ostatnio pracowałeś bardzo ciężko. Odpoczynek dobrze ci zrobi.”
   „Z pewnością,” powiedział Simba.
   „Ale,” kontynuował Rafiki, „Obowiązki muszą być na pierwszym miejscu. Taka jest droga.”
   „Droga do czego?” spytał Simba.
   „Droga do wszystkiego,” powiedział Rafika. Roześmiał się. „Każdy z nas ma zadanie. Twoim obowiązkiem jest sprawdzanie czy królestwo działa sprawnie.
  „A naszym obowiązkiem jest sprawdzanie czy ty działasz sprawnie,” dodał Zazu.
  „Działałbym dużo sprawniej gdybym miał trochę czasu dla siebie.” Simba wyprostował przednie łapy. „Dobrze więc. Gdzie mogę znaleźć te słonie?”
  „W dole w gaju akacjowym niedaleko wodopoju.” rzekł Zazu. „Czy mamy iść z tobą, Panie?”
  „Nieszczęśliwy obozowicz,” stwierdził Zazu.
  Haraka, struś, podbiega. „Chłopaki! Chłopaki!” zawołał. „Gdzie król? Gdzie on poszedł?”
  „Miał interes ze słoniami.” powiedział Zazu. „Dlaczego? Co to jest?”
  „Złe wieści. Złe wieści.” mówi Haraka. Zatrzepotał skrzydłami.
  „Powiedz nam” rzekł Rafiki. Haraka długimi nogami obszedł go dookoła. On często jako pierwszy słyszy wieści z królestwa.
  „To, uh… uh… o kurcze. Chciałbym to zrozumieć” Haraka wskazał na swoją głowę i zamknął oczy. „To chodziło o pawiany!”.
  Rafiki pochylił się do przodu. „Pawiany! Gdzie?”
  Haraka otworzył swoje oczy. „Wąskie Stawy” powiedział. „Nie, czekajcie. To były Wysokie Trawy. Pawiany z Wysokich Traw są w wielkich tarapatach.”
  „Dlaczego” zapytał Rafiki.
  Haraka znów zatrzepotał skrzydłami. „Wiedziałem, że o to zapytasz. Hmm, niech no pomyślę. To były hieny? Nie, hmm… szarańcze? Nie, to były hieny i szarańcze. A może to były szarańcze i jaszczurki?”
  „Haraka, myśl!” powiedział Rafiki. „To bardzo ważne!”
  Haraka podskakiwał w górę i w dół. „Jedyne co mogę powiedzieć na pewno to, że pawiany z Wysokich Traw są w wielkich tarapatach. Muszę iść! Muszę iść!” Zwiał.

Rozdział 3
  Rafiki zmarszczył brwi. „Muszę natychmiast wyruszyć,” powiedział do Zazu.
  „Dlaczego? Gdzie się wybierasz?”
  „Słyszałeś Harake. Pawiany są w tarapatach. Muszę im pomóc.”
  Zazu spojrzał na Rafikiego. „Tak daleko? Wybacz, Rafika, ale czy nie mówiłeś, że dokucza ci kolano?
  Rafiki kuśtyka. Zdaje się, że nie słuchał. „Muszę już iść.”
  „Zaczekaj,” powiedział Zazu. „Nie powinieneś najpierw powiedzieć Simbie?”
  „Zostawiam to tobie, Zazu,” Rafiki oznajmił przez ramię. Wybrał drogę od stromej strony Lwiej Skały. Dwie tykwy przywiązane na końcu jego laski odbijały się w górę i dół.
  „O, chłopie,” powiedział Zazu. „Mayday. Muszę szybko coś zrobić. Rafiki zamierza wpakować się w kłopoty.”
  Zazu wzniósł się w powietrze. Zauważył Nalę odpoczywającą w cieniu skał niedaleko stąd.
  Wylądował obok niej. „Cieszę się, że cie znalazłem. Musimy porozmawiać.”
  Nala odpoczywa po porannym polowaniu. Jej bursztynowe oczy wypełniły się zmartwieniem. „Witaj, Zazu. Czy coś się stało?”
  „Haraka powiedział, że pawiany z Wysokich Traw mają kłopoty. Rafiki tam wyruszył.
  Nala usiadła. „Samotnie?
  Zazu skinął głową. „Akcja jednoosobowa.”
  „Simba wie?”
  „Jeszcze nie. Rozwiązuje spór między Nassorem i słoniami.
  Nala wstała. „Znajdę Simbe.”
  „Powiedział, że zmierza do gaju akacjowego nad wodo…”
  Kopa wpadł rozpędzony zza rogu. Poślizgnął się na Zazu i zwalił go z nóg. „Mam cię!”
  „Aawk!” Pióra poleciały na wszystkie strony.
  „Kopa!” Odezwała się Nala. „Powinieneś już wiedzieć!”
  „Przepraszam,” powiedział Kopa. „Poślizgnąłem się.”
  Zazu wygładza swoje zmierzwione pióra. „Na szczęście, moja godność pozostała nienaruszona.”
  Nala uśmiechnęła się do Zazu. „Strasznie mi przykro. Wiesz jak to bywa z młodymi. Czasami ponoszą ich emocje.” Wstrzymała się. „Chciałam tylko zapytać… czy mógłbyś mieć na oku Kopę gdy mnie nie będzie?”
  „Ja?”
  „Długo mnie nie będzie.”
  „Ale…” Zazu spojrzał z uśmiechem na Kopę. „Och, no dobra.”
  „Bądź grzeczny, dobrze?” Nala rzekła do Kopy. Oblizała jego twarz.
  „Mamo!”
  Nala poszła znaleźć Simbe.
  „W co chciałbyś zagrać, Zazu? zapytał Kopa.
  „Jak nie żyć?” Powiedział Zazu. „Obaj się kładziemy i nie wypowiadamy ani słowa.
  „Wolałbym zagrać w dobrych i złych chłopców.” Odpowiedział Kopa. „Ja będę czarnym charakterem i będę gonił tego dobrego.”
  „Nie!” oznajmił Zazu.
  „Nadchodzę, dobry chłopcze. Gotowy lub nie,” powiedział Kopa. Przykucnął nisko i warknął.
  „Nie! Nie!” rzekł Zazu, wycofując się.
  Kopa pokazał zęby i się najeżył.
  „Och, nienawidzę opieki nad dziećmi,” oznajmił Zazu. „Ratujcie!”


  Nala wybrała ścieżkę w dół z boku od Lwiej Skały. U dołu dotarła do trawiastej równiny.
  Nala szybko biegła, dopóki nie dotarła do gaju akacjowego. Nassor kłócił się ze słoniem Pembe. Simba stał pomiędzy nimi.
  „A ponadto,” mówił Nassor, „Nigdy nie lubiłem słoni. Dlaczego musimy trzymać się w grupie?”
  Nala się pośpieszyła. „Simba!” zawołała.
  „Co jest, Nala? Co się stało?”
  „Haraka powiedział Rafikiemu o problemach pawianów w Wysokich Trawach i Rafiki poszedł im pomóc.”
  „Wysokie Trawy? rzekł Nassor. „To daleko.”
  Nala przytaknęła. „Simba, myślisz, że Rafiki potrzebuje pomocy?”
  Simba potrząsał grzywą. „Jestem pewien, że Rafiki poradzi sobie z tym problemem. Poza tym, potrzebuję trochę wolnego czasu. Jestem już na rezerwach sił.”
  „Ale, Simba,” powiedziała Nala. „Wysokie Trawy są daleko stąd. Co jeśli Rafiki wpakuje się w kłopoty? On nie powinien być sam.”
  Simba zawahał się. Później potrząsnął grzywą i powiedział stanowczo, „Nie, Nala, nie wyruszę do Wysokich Traw i koniec.”

Rozdział 4
  Poszerzyły się oczy Nali. „Ale, Simba! Co jeśli on potrzebuje pomocy? Czyżbyś zapomniał o swoim obowiązku?”
  Simba westchnął. „Nie zapomniałem. Jedynie unikałem.” Spojrzał przed siebie. „Masz rację, Nala.” Odwrócił się do niej.” Przekaż Zazu, aby miał oko na wszystkie sprawy gdy mnie nie będzie.”
  Simba spojrzał na Pembe. „I pamiętaj, aby zostawić nieco kory na drzewach.”
  „Kiedy wrócisz?” spytała Nala.
  „Nie wiem,” odpowiedział Simba. „Mam nadzieję, ze szybko.”
  Simba pobiegł w kierunku Wysokich Traw. Wiedział, że pawiany bez problemu mogę przemierzać wielkie odległości, ale Rafiki miał chore kolano. Powinien podróżować dużo wolniej. Może Simba da radę go dogonić?
  Simba biegł przez trawę, później w górę i przez wzgórza. Wkrótce dotarł do miejsca, w którym nigdy nie był. Drzewa stawały się coraz bardziej zatłoczone. Drzewa rosły dużo gęściej. Gęste krzewy pokrywały ziemię.
  Od teraz Simba szedł ostrożniej. Simba pociągnął nosem szukając zapachu Rafikiego. Lampart spojrzał na niego z drzewa. Jaszczurka popędziła na swoich łapach.
  Simba wyczuł zapach Rafikiego. „Tędy,” powiedział i skierował się w głębszy busz.
  Gdzie Rafiki? Simba ostrożnie przepycha się przez gałęzie.
  Później zarośla się roztoczyły. Simba stał na krańcu trawiastego obszaru. Simba podniósł głowę i powąchał.
  Stado bocianów zebrało się w grupę niedaleko od miejsca w którym stał. Wtedy Simba usłyszał rozjuszony huk kopyt.
  „Ratunku!” ktoś wołał.
  Simba przeczesał pole. „Rafiki!” krzyknął.
  Nosorożec gonił Rafikiego. Ten upuścił laskę i kuśtykał w kierunku wysokich skał.
  Nosorożec opuścił głowę i taranował. Rafiki potknął się i upadł. Usiłował wstać.
  Simba ryknął i wyskoczył z trawy. Przerwał nosorożcowi, który doganiał Rafikiego. Rafiki wstał i kuśtykał do wysokich skał.
  Zmylony nosorożec zatrzymał się. Nosorożec ma słaby wzrok, ale doskonały słuch. Obracał swoimi uszami w poszukiwaniu celu.
  „Tutaj,” zawołał Simba. Przygotowany Stanał na uboczu. Jego ogon śmigał tam i z powrotem. „Tutaj jestem. Chodź i złap mnie.”
  Nosorożec odwrócił się i ruszył.
  W międzyczasie Rafiki wspiął się na skałę, gdzie nosorożec go nie dosięgnie.
  „Tędy, Simba!” krzyknął Rafiki.
  Simba ruszył w kierunku skał. Nosorożec był bardziej rozwścieczony niż zwykle.
  „Pośpiesz się,” wrzasnął Rafiki. „Dogania cię!”
  Zmęczony długą podróżą Simba odczuł zmęczenie. Czy zdąży na czas?

Rozdział 5
  Odgłosy kopyt nosorożca stawały się głośniejsze.
  Simba skupił się na skałach. Jeszcze tylko trochę. Wykorzystując ostatki sił, rzucił się wprzód. Nosorożec dotarł do niego, wskoczył na skałę.
  „Zrobiłeś to!” powiedział Rafiki. Dla bezpieczeństwa wdrapali się wyżej.
  Nosorożec zatrzymał się pod nimi. Gdy już nie mógł wyczuć zapachu lub nie słyszał kogokolwiek, odwrócił się i odszedł ociężale.
  „Uff, było blisko!” Simba wpatrywał się w Rafikiego. „Wszystko w porządku?”
  „Żadnych złamań,” oznajmił Rafiki. „Dobrze, że tu jesteś.” Odwraca głowę ze zdziwieniem. „Tak właściwie to skąd się tu wziąłeś?”
 „Powinienem cię zapytać w tej sprawie,” rzekł Simba. „Słyszałem, że pawiany z Wysokich Traw są w tarapatach.
  Rafiki spojrzał w dal. „Wysokie Trawy są moją ojczyzną.” Oznajmił Rafiki „Jeśli pawiany są w niebezpieczeństwie to muszę iść im pomóc.”
  „Nie wiedziałem, że Wysokie Trawy to twój dom,” powiedział Simba. Tak wiele o Rafikim było tajemnicą. Mnóstwo czasu spędzał na podróżowaniu i zbieraniu ziół leczniczych.
  Rafiki wstał i otrzepał się. „To już niedaleko.” Jego oczy spoglądały w dal.
  „Idę z tobą.” oznajmił Simba.
  „Jesteś pewien?” odpowiedział Rafiki. „Nie wiem jakie niebezpieczeństwa na nas czekają.”
  „Rafiki,” powiedział Simba, „czuwałeś nad moją rodziną od czasu gdy mój dziadek, Ahadi, został królem. To oczywiste, że idę z tobą.”
  „No dobrze,” powiedział Rafiki wskazując odległe pasmo wzgórz. „Za tymi wzgórzami znajdują się Wysokie Trawy. To bardzo zielone miejsce, pełne piękna.
  „To brzmi wspaniale,” stwierdził Simba. „Nie mogę się doczekać by to zobaczyć.”
  „Ja również,” oznajmił Rafiki. „Nie wracałem tam aż do teraz. Nie wiem czy ktokolwiek będzie mnie pamiętał.”
  Simba pomógł odzyskać Rafikiemu laskę poczym oboje wyruszyli. Szli całe popołudnie. Pod koniec dnia dotarli do wzgórza.
  Jako, że wybrali wspinaczkę po kamiennej ścianie, Rafiki stwierdził, „Jak dojdziemy na szczyt tego płaskowyżu, wysokie trawy będą tuż przed nami.”
  Rafiki jako pierwszy osiągnął szczyt. Z uśmiechem spojrzał na swoją ojczyznę. Później przetarł oczy. „O nie!”
  „Co jest?,” spytał Simba, wdrapując się obok.
  Rafiki potrząsa głową, „Co się stało z moim domem?”
  Zamiast zielonej doliny, Simba zobaczył wypaloną i niewyraźną krainę. Zamiast liściastych drzew zobaczył nagie, wyglądające jak szkielety.
  Rafiki pośpieszył na dół płaskowyżu. „Coś jest nie tak,” stwierdził.
  Simba podążył za nim na równinę. Rafiki pochylił się i podniósł garść czerwonego pyłu. Przesiał go przez palce i pozwolił opaść.
  Rafiki i Simba powoli szli wzdłuż, wzniecając obłoki sypkiego pyłu. Co jakiś czas mijali kępkę uschniętej trawy.
  „Gdzie są gromady pawianów?” zamamrotał Rafiki. „Co się stało z moją rodziną?”
  „Nie widzę żadnych oznak życia,” stwierdził Simba.
  „Musimy iść nad Wielki Staw,” powiedział Rafiki, „gdzie wszyscy się zbierają.”
  Poduszki na łapach Simby płoneły. Był zmęczony po tak długiej podróży. Co się stało z Wysokimi Trawami?
  Minęli kępę suchych krzaków. „Spójrz tam!” rzekł Rafiki.
  W oddali, Simba widzi miejsce połyskującej wody. „To oni. Są tam.” Rafiki pokuśtykał do przodu.
  Kiedy dotarli do Wielkiego Jeziora, Simba zauważył, że jest ono wielkości kałuży. Kilka pawianów zgromadziło się wokół wody. Inne ułożyły się w małym cieniu nagiego drzewa.
  „Rafiki!” zawołał pawian. „To ty?”
  „Witaj, Bahati,” odpowiedział Rafiki.
  Rafiki przywitał kilku innych pawianów z imienia, a następnie podszedł do pawiana próbującego umyć ręce dziecka. „Dalila! Co tu się stało?”
  „Nie mamy wody, Rafiki,” oznajmiła. „Wszystko wyschło.”

Rozdział 6
  „Gdzie wasz przywódca?” spytał Rafiki.
  „Masz na myśli twojego kuzyna Jelani?” powiedział młody pawian oparty o drzewo. Roześmiał się pełną parą. „On tylko pozwala nam szybko umrzeć.”
  Rafiki wstał. „Zabierz mnie do niego,” rzekł. „Zabierz mnie do niego teraz.”
  Dalila rozłożyła nogi. Jej dziecko trzymało się brzucha. „Trzymaj się mocno. Pójdziemy odnaleźć Jelaniego.” Powoli ruszyła na czworaka z dzieckiem kiwającym się pod nią.
  Simba i Rafiki szli obok niej. Zobaczyli więcej pawianów leżących pod bezlistnymi krzewami lub przy ścieżce. Wyglądali na wątłych i zmęczonych.
  „Opowiedz mi o Jelanim,” zwraca się Rafiki do Delily. „Od jak dawna był waszym przywódcą?”
  „Od dłuższego czasu,” powiedziała. „Od czasu gdy Khelfani został zabity przez lamparta.”
  „Khalfani był mądrym przywódcą,” rzekł Rafiki.
  „Zaiste” dodała Dalila.
  Przeraźliwy krzyk wypełnił powietrze. „Rafiki! To naprawdę ty?” Stary pawian wyszedł kulejąc.
  Rafiki wytężył wzrok.
  Pawian podszedł i chwycił Rafikiego za ręce. Jego płaszcz wyglądał matowo i kosmato. Niemniej jednak, wpatrywał się w Rafikiego i dawał mu bezzębny uśmiech. „Już mnie nie pamiętasz, Rafiki?”
  Uśmiech na twarzy Rafikiego się poszerzył. „Karibu!” zawołał. Odwrócił się do Simby. „To moja kuzynka Karibu. Karibu potrafiła polować na ptasie jaja lepiej niż ktokolwiek w stadzie. Karibu, to jest Król Simba.”
  „Miło cię poznać,” rzekł Simba. „Powiedz nam co tu się stało.”
  „Nasze źródło wody już prawie wyschło,” oznajmiła Karibu. „Innych zwierząt już dawno. Nie mamy już więcej jedzenia.”
  „Ale dlaczego Jelani nie znalazł wam nowego miejsca zamieszkania?” zapytał Rafiki.
  „Mój bratanek jest leniwym przywódcą i dba tylko o siebie,” Dalila płakała.
  Simba i Rafiki rozejrzeli się. „Jak można być takim egoistom?”
  „Jesteśmy na dobrej drodze by odnaleźć Jelaniego,” Rafiki powiedział do Karibi. „Widzieliście gdzieś go?”
  Karibu wskazała. „On leży pod tym drzewem,” rzekła.
  Rafiki podkradł się do drzewa. Simba, Karibu i Dalila podążyli za nim.
  Wielki pawian leżał oparty o pień drzewa. Kilka młodych pawianów bawiło się w kurzu obok niego.
  Rafiki zatrzymał się przed pawianem. 
  Wyglądał na młodego i silnego. Simba i inni zatrzymali się za nim by obserwować.
  Oczy pawiana były zamknięte. „Jelani?” spytał Rafiki podniesionym tonem.
  Pawian otworzył oczy. „Taa. O co chodzi?”
  „Jestem Rafiki, twój trzeci daleki kuzyn. Wysokie Trawy są moją ojczyzną.”
  „Witaj w domu, kuzynku,” rzekł Jelani. Ziewnął i ponownie zamknął oczy.
  „To nie jest najlepsze powitanie.” Jego głos drżał. „Od czasu gdy byłem tu po raz ostatni, wiele się zmieniło. Mój lud nie jest już szczęśliwy czy dobrze wyżywiony. Woda zniknęła. Inne zwierzęta uciekły.”
  Jelani wzruszył ramionami. „Zdarza się,” oznajmił.
  Rafiki wbił swoją laskę w ziemie. „Dlaczego nie zabierzesz stada w inne miejsce?”
  Jelani otworzył oczy. „Bo nie mam ochoty, dobra?”
  „Nie dobra,” powiedział Rafiki. Odwrócił się do Karibi. „Dlaczego nikt go nie wyzwał?” zapytał Rafiki.
  „Próbowałi,” stwierdziła Karibu. „On nie pozwolił nikomu przejąć władzy. Został najsilniejszym pawianem w stadzie.”
  „Ale…” Rafiki spoglądał bezradnie dookoła. Schylił się i potrząsnął ramieniem Jelaniego. Jelani od razu otworzył oczy.
  „Znowu ty? Słuchaj, jestem zajęty, dobra? Zostaw mnie w spokoju, dziadku.”
  „Dziadku?” Rafiki zacisnął pięści. „Czas by cię nauczyć bycia dobrym przywódcą.”
  Jelani wstał. Górował nad Rafikim. „Ach tak?”
  „Spokojnie, Rafiki.” zawołał Simba.
  Rafiki powiedział drżącym głosem. „Żądam, abyś znalazł nowe źródło wody dla stada.
  Jelani pochylił się. „Naprawdę? Kto mnie zmusi?”
  Rafiki stanowczo usadowił nogi w piasku. „Ja,” powiedział.

Rozdział 7
  Rafiki obrócił się do tłumu, który zgromadził się dookoła.
  „Wkrótce wyruszamy do nowego miejsca zamieszkania,” oznajmił Rafiki. „Nadszedł czas by opuścić tę ziemię.”
  „Ale ta podróż będzie długa,” zawołał młody pawian. „Wielu z nas jest chorych. Kto nas poprowadzi?”
  „Ja mogę,” powiedział Rafiki.
  Tłum zabuczał.
  Jelani grzmiącym głosem przedarł się przez tłum. „Nie jeśli pomogę,” rzekł.
  Tłum się wycofał. Rafiki samotnie stanął twarzą w twarz z Jelanim.
  Rafiki zagrzechotał swoją laską w kierunku twarzy Jelaniego. „Stój tam gdzie jesteś,” ostrzegł.
  Jelani wybuchnął śmiechem. „Co zamierzasz zrobić? Uderzysz mnie tą laską?”
  Simba przedarł się przez tłum. „Gdyby to było do mnie,” powiedział, zmierzając w kierunku Jelaniego, „wgryzłbym się w twoje stopy na pewien czas.”
  Jelani cofnął się. „Hej, skąd pochodzisz?”
  „Jestem Simba, władca Lwiej Ziemi. Rozumiem, że przeniesiesz stado?”
  Jelani skrzywił się. „Przy przenoszeniu jest mnóstwo pracy,” oznajmił. „Po za tym, dość szybko będzie padać.”
  Simba zaryczał. „Nie dość szybko jak dla mnie,” powiedział. Wyruszamy z samego rana. Idziesz czy nie?”
  Jelani przełknął. „Chyba tak,” powiedział.
  Simba i Rafiki uśmiechnęli się do siebie. „Pomyślałem, że powinieneś zobaczyć naszą drogę.”
  Tłum odszedł. Rafiki poklepał Simbe po plecach.
  „Gdzie my ich wszystkich zabierzemy?” szepnął Simba.
  Rafiki uśmiechnął się tajemniczo. „Nie martw się. Kiedyś podczas podróży odkryłem miejsce, które polubi moje stado.


  Następnego ranka pawiany wcześnie wstały. Kiedy Simba otworzył oczy, ujrzał Rafikiego pod akacją. Rafiki chwycił tykwę ze swojej laski i otworzył ją. Wybrał garść maści i rozsmarował ją na dłoniach i na spodzie stóp.
  Simba zapamiętał to gdy urodził się Kopa. Rafiki rozsmarował tę samą maść na jego czole.
  „Rafiki, po co to?” zapytał Simba.
  Rafiki uśmiechnął się. „Dzisiaj będziemy potrzebowali trochę dodatkowej pomocy.” rzekł.
  Pawiany zostały szybko zgromadzone i przygotowane do odejścia. Młodzi i starzy, samce i samice, stali razem, oczekując.
  Rafiki zaciągnął wszystkich do koła. Nucąc, starannie musnął maścią na dłoniach i stopach każdego pawiana, nawet Jelaniego.
  Gdy skończył, rzekł, „Musimy już ruszać.” Uniósł swoją laskę do słońca. „Tędy,” oznajmił, wskazując na zachód. „W stronę naszego nowego domu.”
  Pawiany rozpoczęły podróż. Rafiki objął prowadzenie, a Simba zajął tyły. Przez większość poranka, grupa szła w dobrym tempie.
  Jednak niebawem słońce stało się gorętsze.
  „Mamo! Jestem spragniony,” wołał młody pawian. „Kiedy tam będziemy?”
  Rafiki patrzył w dal.
  „Nie moglibyśmy się zatrzymać?” spytała Dalila. „Bez jedzenia jestem osłabiona.”
  „Musimy iść dalej,” powiedział Rafiki. „Czeka nas dziś daleka podróż.”
  Kontynuowali przez pyliste równiny. Słońce przygrzewało. Powietrze było martwe. Od tej chwili pawiany szły coraz wolniej.
  Sęp na drzewie wpatrywał się w nich.
  Nawet Simba poczuł się wyczerpany. Karibu sapała u boku Simby.
  „Czego bym teraz nie dała za chłód, głęboką rzekę i zaciemniony las,” stwierdziła Karibu. „Czuje się taka niechroniona.”
  Simba przewracał oczy z prawej do lewej. „Tak, wiem.”
  Przeszli przez zagajnik bezlistnych akacji.
  Karibu spojrzała w górę. „Uważajcie!” zawołała.
  Lampart czający się w gałęziach akacji, rzucił się z wysoka. Wylądował na plecach Dalili.
  Wrzeszcząc i szczekając, reszta pawianów się rozproszyła. Dziecko Dalili spadło na ziemię.
  „Mamo!” zawołało.
  Lampart pochwycił pawianie dziecko w usta i uciekł.
  „Mosi!” krzyczała Dalila.
  „Mamo! Mamo!” wołał mały pawian.
  To mogło być moje dziecko, mój Kopa, pomyślał Simba. A co jeśli to byłby Kopa? Bez większego namysłu podążył za lampartem.
  Lamparty potrafią bardzo szybko biegać, ale Simba postanowił biec szybciej. Gonił lamparta przez zakurzone równiny.
  Dotarli do suchego koryta rzeki. Gdy lampart zatrzymał się by to przeskoczyć, Simba rzucił się na niego. Lampart upuścił Mosiego i dwa wielkie koty walczyły. Tarzali się w kurzu, warcząc i drapiąc. Lampart skrzywił swoje wargi i pokazał ostre zęby. Simba warknął, „Trzymaj się z dala,” powiedział. Swoją potężną łapą trzasnął lampartem o ziemię.
  Lampart przestał się toczyć. Spojrzał na Simbe i syknął. Następnie się odwrócił i chyłkiem wymknął.
  Simba podszedł do Mosiego. „Wszystko w porządku?”
  Mosi skinął głową.
  „No dalej,” rzekł Simba. „Chodźmy do twojej matki. Przed sobą mamy jeszcze długą podróż.”
  Simba chwycił Mosiego za kark i wrócił do miejsca, gdzie z niecierpliwością czekało stado.
  „Mosi!” Dalila płakała. Pozostałe pawiany zgromadziły się wokół matki z dzieckiem.
  Rafiki podszedł do Simby. „Musimy kontynuować.”
  Teraz brnęli wolniej. Nawet najsilniejsze pawiany, takie jak Jelani, wlekły się.
  „Rafiki,” odezwała się jedna z matek. „Moje dziecko jest spragnione. Musimy mieć wodę.”
  „Wkrótce,” powiedział Rafiki.
  „Kiedy?” spytała Karibu. „Nie możemy iść dalej. Jesteśmy za słabi.”
  „Wkrótce,” Rafiki powtórzył ponownie.
  Simba patrzył na suche równiny. Jeśli wkrótce nie znajdą wody, nie będą wstanie iść dalej.

Rozdział 8
  Simba wlekł się za ostatnim z pawianów. Gdzie ich zabiera Rafiki?
  Usłyszał płacz, a potem ktoś krzyknął. „Rafiki! Chodz szybko!”
  Pawiany się zatrzymały i skupiły wokół kogoś.
  Simba ruszył naprzód.
  Zobaczył na ziemi Karibu. Jej oddech był ciężki, a oczy zamknięte.
  Rafiki klęknął przy niej. „Karibu! Musimy trzymać szyk.”
  „Nie, nie. Moje dni są skończone. Zostaw mnie tu. Musisz iść beze mnie.”
  „Nie zrobię tego,” stwierdził Rafiki. „Twój czas jeszcze nie nadszedł.”
  Jelani przepchnął się przez tłum. „Ciociu Karibu! Musisz wstać.”
  „Nie,” powiedziała. „Zostaje tutaj.”
  Karibu schylił się i ostrożnie podniósł Kraibu na plecy. „Nie, nie jesteś.”
  Pawiany zamilkły. Wszyscy gapili się na Jelaniego. „No, dalej,” powiedział. „Na co wszyscy czekają?”
  Tempo ponownie wzrosło. Krajobraz się zmienił. Była tam trawa, ale brązowa. Teren coraz bardziej pagórkowaty. Drzewa zgęstniały. Ponadto w oddali Simba dostrzegł urwisko.
  Rafiki szedł dalej. Trawa zmieniła się z brązowej na zieloną. Nad głową przeleciało stado papug.
  Rafiki zatrzymał się i podniósł laskę. Włożył swoje palce do ust. Później przechylił głowę i słuchał.
  „Co jest, Rafiki? Co takiego usłyszałeś?” spytał jeden z młodych pawianów.
  Na twarzy Rafikiego pojawił się uśmiech. „Posłuchajcie!”
  „To wodospad!” stwierdził młody pawian.
  „Woda!” zawołał jeden z pawianów. Wszyscy zaczęli mówić tylko o jednym.
  Rafiki wprowadził ich w leśny gąszcz. Powyżej latały ptaki. Małpy skrzeczały na drzewach. Robale przesiewały się po żyznej glebie.
  Kiedy szli, szum wody stawał się coraz głośniejszy. Promienie słońca przedzierały się przez koronę drzew.
  Na polanie zobaczyli wodospad, cudownie wzburzony strumień wody opadający w dół.
  Pawiany popędziły do przodu. Taplali się w wodzie i pili wielkimi łykami. Młode pawiany Radoście się chlapały. Karibu zaniósł Jelani na brzeg i delikatnie opuścił na dół.
  „I jak, ciociu?” zapytał. „Czujesz się lepiej?”
  „Dziękuje, Jelani,” odpowiedziała.
  Simba podszedł do wody i wziął jej duży, orzeźwiający łyk. Zauważył stojąc z boku, obserwującego Rafikiego. Simba podszedł i usiadł przy nim.
  „Dokonaliśmy tego,” rzekł Simba.
  Rafiki uśmiechnął się. „Z pewnością.”
  Tej nocy, Rafiki i Simba odpoczywali z innymi pawianami przy wodospadzie.
  „Obudziłem się cześniej,” powiedział, „i zbadałem obszar. Znalazłem bezpieczne, osłonięte miejsce za wodospadem gdzie może żyć stado.”
  „Nastąpiła zmiana,” oznajmił Rafiki.
  Jelani spojrzał na ziemię. „Byłem w błędzie zaniedbując stado,” stwierdził. „Powinienem przenieść je dawno temu, ale myślałem tylko o sobie i o tym jak przyjemnie jest leżeć cały dzień. Wczoraj, gdy zobaczyłem upadek cioci Karibu, zrozumiałem, że wpakowałem nas w ogromne niebezpieczeństwo przez niewykonywanie obowiązków. Każdy borykał się by coś zrobić, ale nic nie robili. Gdyby nie było ciebie i Simby... Pokiwał głową. „Od teraz stado jest na pierwszym miejscu.
  Rafiki mądrze przytaknął. „Słysząc to jestem szczęśliwy,” powiedział. „Teraz rozumiesz co oznacza być przywódcą.”
  W drodze powrotnej na Lwią Ziemię, Simba miał czas by pomyśleć nad tym co się wydarzyło. Gdy szli od dłuższego czasu, Simba rzekł, „Rafiki, przemyślałem to.”
  „Tak?” powiedział Rafiki.
  „Bycie przywódcą to ważne zadanie,” stwierdził Simba. „To nie zawsze jest łatwe.”
  „Nie, nie,” dopowiedział Rafiki. „Przywódca musi brać obowiązki na poważnie.”
  „Szczególnie król,” dodał Simba. „Pamiętam jak narzekałem w inne dni na brak wolnego czasu. Teraz zobaczyłem co się dzieje gdy przywódca stawia własne interesy ponad rodzinę i przyjaciół. Jelani prawie doprowadził stado do śmierci głodowej.
  „Ale teraz nauczył się, że…”
  „Wasza wysokość! Wasza wysokość!”
  Timon i Pumba wyraźnie pędzili. Wpadli w poślizg by zatrzymać się naprzeciwko Simby i Rafikiego.
  Simbe to zaniepokoiło. „Co jest? Wszystko w porządku?” zapytał.
  „Dobrze, że wróciłeś, szefie,” Pumba powiedział bez tchu.
  „Dlaczego? Co się stało?”
  Timon załamał ręce. „Mamy problem i jesteś nam potrzebny by go rozwiązać,” rzekł. „Tak jak zrobiłeś to z paskudnym Nassorem.”
  „Co jest, przyjaciele?” zapytał Simba.
  Timon się odezwał. „Co według ciebie jest lepsze na ból gardła? Zmielone chrząszcze czy opadłe na ziemie liście cykorii?” Simbie opadła szczęka, ale Timon tego nie zauważył. „Mówię, że liście cykorii…”
  „Nie, nie, nie,” przerywa Pumba.
  „Nie ma to jak kilka zmielonych chrząszczy na ból gardła by wrócić do formy.”
  Timon huczał. „Pumba, jak możesz tak mówić?”
  Simba warknął by zwrócić ich uwagę. „Cisza, wy dwaj!”. Patrzył od jednego do drugiego. „Chcecie mi powiedzieć, że to jest ten wasz problem?”
  „Czy to coś dziwnego, Hę?” spytał Pumba.
  Simba powstrzymywał uśmiech. „Teraz pozwólcie mnie zadać pytanie. Czy ktoś jest w niebezpieczeństwie?” Pokręcili głowami. „Czy Lwia Ziemia jest w tarapatach?” Ponownie pokręcili głowami. „W takim przypadku myślę, że jest to coś co możecie rozwiązać samemu,” powiedział spokojnie. „Wporządku?”
  „Więc uważasz, że nie możesz nam pomóc?” zapytał Timon.
  Rafiki przerywa. „Król jest zazwyczaj wzywany do… eee, większych sporów.”
  „Och, rozumiem,” rzekł Pumba. „W skali od jeden do dziesięciu, ten problem ma minus pięćdziesiąt.”
  „Dokładnie,” powiedział Simba. „Wybaczcie, chłopaki.”
  To nie tak, że mnie to nie obchodzi, ale to były dwa długie dni. Jestem w drodze powrotnej do Lwiej Ziemi i jeśli nie ma poważnych spraw to czeka tam…” Wziął głęboki oddech.
  „Tak?” zapytał Pumba.
  Simba się uśmiechnął. „Znajdę jakiś ciepły kamień i wyciągnę się na małą drzemkę.”
  „Dodam, że bardzo zasłużoną drzemkę,” rzekł Rafiki. „Gdy kosz jest pełny, myśliwy może jeść.”
  Simba roześmiał się i odwrócił do Timona i Pumby. „Macie ochotę się przyłączyć?”
  „Pewnie!” rzekł Timon. Odwrócił się do Pumby. „Wymyśliłem. Jak by to można powiedzieć. Kiedy będziesz miał ból gardła, zjesz wszystkie zmielone chrząszcze jakie zechcesz. Gdy ja będę miał ból gardła to zbiorę wszystkie cykorie na swej drodze.
  Pumba uśmiechnął się. „Mogę to zrobić,” powiedział. „Hakuna Matata. Żadnych zmartwień, racja?” Ziewnął. „Wiesz, mi także drzemka dobrze zrobi.”
  Popatrzyli na Rafikiego i Simbe, którzy szli przodem.
  „Hej, zaczekajcie na nas!” wrzasnął Timon. „To już prawie czas drzemki.”
  „A my nie chcemy się spóźnić,” dodał Pumba. Ruszyli biegiem i popędzili na Lwią Ziemię, mijając po drodze Simbe i Rafikiego.
  „Dobrze być w domu,” stwierdził Simba.
  „I bardzo dobrze jest mieć w domu do kogo wracać,” powiedział Rafiki. „Pośpiesz się, Nala i Kopa czekają na ciebie.”
  „Wybaczysz mi jeśli pobiegnę przodem?” zapytał Simba.
  „Hakuna Matata,” rzekł Rafiki.
  Simba ruszył biegiem i po chwili znikną z pola widzenia. 
  Rafiki zaczął iść szybciej. „Mam nadzieje, że nie spóźnię się na tę drzemę.”

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W następnej notce dam też tekst z innej książeczki o Królu lwie.
Z jakiej byście chcieli?
Możecie sobie wybrać:
  1. "A Tale of Two Brothers"
  2. "Nala's Dare"
  3. "Vulture Shock"
  4. "A Snake in the Grass"
  5. "How True, Zazu?"
Przez następne dwie notki będę dawała te teksty z książeczek o królu lwie.
Ale jak chcecie to mogę przez następne 4 notki bo jest 5 części.
W "Vulture Shock" pojawia się Mega oraz ( chyba ) Leo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnio pisałam o postaciach które miały się pojawić w królu lwie.
Ale zapomniałam dopisać taty Timona:
Tata Timona (KL3)

Tata Timona został wycięty z Króla Lwa 3 ponieważ uznano że w filmie jest zbyt dużo postaci. Jego rolę i większość kwestii ostatecznie przejęła Mama Timona.

I jeszcze taka ciekawostka o rodzinie Timona:
W serii "Dziennik Timona" była Lulu:

Lulu

Znaczenie: perła (Suahili)

Lulu pojawia się w krótkich, jednostronnicowych komiksach z Timonem i Pumbą ("Dziennik Tymona").
Timon wciąż próbuje zdobyć jej wzgęldy, lecz na jego i jej nieszczęście jego zaloty są przerywane nieoczekiwanie - zazwyczaj z winy Pumby bądź samego Timona, a sama Lulu reaguje na całą sytuację fochem.

Dla mnie dziwne jest w niej to że ma rzęsy i usta jak "po wizycie u kosmetyczki", a przecież 
"Król lew" to Afryka.


~~~~~~~~~~~~~~~~
chciałabym wam pokazać puzzle, które mnie zadziwiają:

Całkowita niezgodność z filmem bo mali Simba i Nala bawią się z Timonem i Pumbą, a widać ducha dorosłego Simby. 



 A to niedość że mali Simba i Nala bawią się z Timonem i Pumbą to jeszcze Nali zrobili zielone oczy!

UWAGA! Nie ma oficjalnej historii Mheetu więc ja napiszę o trochę inne histori!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Opowiadanie:
Rządy przejął Skaza. Mheetu był bardzo smutny bo niedość że SImba "umarł" to jeszcze Skaza został królem.
-Nie martw się braciszku - pocieszała go Nala - zawsze będę przy Tobie i zawsze będę Cię rozweselać.
Mheetu wierzył obietnicą siostry. Niebieskooka długo trzymała się umowy, ale kiedy zostałą nastolatką więcej czasu poświęcała swojemu chłopakowi - Malce, oraz swojej przyjaciółce - Tamie. Przestała spędzać czas z Mheetu. Smutny biały postanowił znaleźć sobie przyjaciół.
Syn Sarafiny poszedł na Rajską Ziemie. Nawoływał tam różne lwy, ale nikogo nie było.  Nastoletni lwiak myślał że Rajskoziemcy opuścili swoje tereny. Położył się więc przy wodopoju i rozmyślał. 
-Jeśli nikogo tu nie ma to znaczy że te tereny są już moje. Pomyślał i wszedł na rajską skałę po czym zaryczał. Brat Nali został na Rajskiej Ziemi i postanowił zmienić jej nazwę na: "Ziemia Mheetu". Lwioziemiec żył w "swoim królestwie". Nala i Sarafina martwiły się o niego. Szukały go już 4 dni. Pewnego razu Nala przypomniała sobie że przecież Mheetu mógł pójść na Rajską ziemie. Ruszyła w stronę (dawnej) Rajskiej ziemi. Gdy tam dotarła zobaczyła swojego braciszka stojącego na szczycie Rajskiej Skały. Podbiegła do niego jak bomba. 
-Mheetu! - zawołała - wracaj ze mną do domu. 
-Nie! - oburzył się "władca" - Teraz mieszkam tu i jestem k r ó l e m , więc nie potrzebuję już Ciebie kłamliwa siostro!
-Co ja Ci takiego złego zrobiłam?!
-Obiecałaś że zawsze będziesz ze mną, a ważniejsi są dla Ciebie Nala i Malka. Wynoś się z mojej ziemi!
-To nie jest twoja ziemia! To jest r a j s k a ziemia!
-Teraz to już jest Ziemia Mheetu!
Mheetu zawarczał próbując wygnać Nale. Nala poczuła że nie ma szans namówić Mheetu na powrót, dlatego wróciła na Lwią Ziemie. Tym czasem nowy k r ó l   Z i e m i  M h e e t u, siedział na tronie czyli na czubku Skały Mheetu. ( dawniej Rajskiej Skały )

Jednak zobaczył młode samce idące w strony Skały Mheetu.
-Wynoście się z Mojego królestwa! Zawarczał.
-To ty się wynoś, dzieciaku! Dodał lew o brązowej sierści i niebieskich oczach. Mheetu skoczył na nich, ale oni go odepchnęli. Biały miał do nich podbiec by zaatakować, lecz wtedy otrzymał bliznę. Lwy przegnały go z królestwa. Lwioziemiec miał tylko jedno wyjście
czyli zwrócić się o pomoc do siostry. Poszedł do niej ze smutkiem w sercu.
-Nala, przepraszam Cię. Powiedział.
-Wybaczam Ci braciszku. Odpowiedziała uradowana Nal i przytuliła zielonookiego.
-Tylko błagam cię - zaczął - pomóż Mi odzyskać moje królestwo!
Nala z początku nie chciała pomóc, ale Mheetu tak ją prosił że w końcu się zgodziła. W akcji: "Odzyskać królestwo!" mieli brać też udział Malka, Chumvi i Tojo. Była więc 5 na trzy lwy. Niezła ekipa!  Przyjaciele ruszyli kiedy gwiazdy były na niebie. Zakradli się cicho na Rajską Skałę. Przywódca trójki samców leżał w największej grocie, a w grocie obok była pozostała dwójka. Malka, Tojo i Mheetu zaatakowali tamtą dwójkę, a w tym czasie Nala i Chumvi ruszyli do przywódcy. Była krwawa walka. Tojo zabił jednego z dwójki poddanych brązowego lwa o niebieskich oczach. Za to miał zapłacić życiem, gdyż wściekły drugi poddany brązowego lwa - uderzył go z całej siły w pysk i przegryzł mu gardło. Wściekli Malka i Chumvi rzucili się na napastnika i go zabili. Tym czasem niebieskooki lew chciał się wymknąć i udało mu się to. Uciekł i było pewne że nie wróci. Mheetu był bardzo szczęśliwy więc szybko wbiegł na czubek skały i zaryczał. Lecz szybko odkrył że jego przyjaciele nie są tak szczęśliwi, ponieważ patrzą na ciało Toja. Szarogrzywy uronił łzę i wszedł znów na czubek skały.
-O wielcy władcy z przeszłości! - krzyknął patrząc się w górę - Jeśli przywrócicie Tojowi życie to oddam moje królestwo komu tylko zechcecię!
Mheetu nie wiedział czy wielcy władcy z przeszłości to usłyszeli czy też nie, ale czekał na jakiś znak. Po chwili chmury zaczęły się ruszać tak jakby miała zpaść ulewa. Ale zza chmur wysunęło się słońce i pokazało promieniem na Ziemie Przybłęd. Na ziemi przybłęd mieszkały lwy chore ( np. na paraliż łapy ) oraz takie słabe ( np. z powodu nieuleczalnej choroby ) . Takie lwy były często wygnawane ze swoich stad. Nikt ich nie chciał więc wzięły sobie opuszczoną ziemie na której nie było co jeść, ani pić. Zdrowe lwy nazywały tą ziemie: "Ziemią przybłęd", a jej mieszkańców - przbłędami. Zwycięsca walki odebrał to jako znak że musi oddać swoje królestwo mieszkańcom Ziemi przybłęd jeśli chce żeby Tojo żył. 
-Oddam moje królestwo - rzekł patrząc w góre - ale chce by Tojo żył!
Po wykrzyknięciu tego Tojo zaczął się budzić. Krówkowy wstał i otrzepał się z błota. 
-Tojo! - wykrzyknęła Nala - Ty żyjesz!
Wszyscy się uśmiechnęli ze szcześcia, a pogoda zaczęła się robić ładna. Mheetu wyruszył na Ziemię Przybłęd. Nie powiedział przyjaciołom i siostrze gdzie idzie. "Przybłędy" byli strasznie wychudzeni. Bardzo się ucieszyli kiedy Mheetu zaproponował że odda im królestwo. Mheetu tak też zrobił. Nala była zdziwiona czynem brata, ale kiedy on jej wszystko wytłumaczył przytuliła się do niego i powiedziała mu że ma ( Mheetu MA ) wspaniałe serce, że oddał władze żeby Tojo żył. Malka, Tojo, Chumvi, Nala i Mheetu dalej mieszkali na Lwiej Ziemi. Legenda mówi że "przybłędy" po mieszkaniu na Rajskiej Ziemi się wyleczyli i byli zdrowi oraz zostali silnymi lwami, a później podbijali ziemie z, których ich kiedyś wyrzucono... :)


 
 

````````````````
Info: Będę musiała na jakiś czas zawiesić blogi, powodem są ważne sprawy rodzinne.